Wyszukiwarka
Google

RPG.sztab.com
Logowanie
   Pamiętaj mnie

Rejestracja

Przypomnienie hasła
Hostujemy strony o grach
Gry Strategiczne


Polecane strony
Gry logiczne


.

Krucza przepowiednia
Wyjście poza bramy miasta nie było zbyt trudne, a przynajmniej nie tak skomplikowane jak się mogłem spodziewać. Strażnicy nie zadawali zbędnych pytań będąc w przekonaniu, że wyruszam na kilkugodzinne grzybobranie, co często robiłem. Nieprzerwany marsz trwał już kilka godzin nim pierwszy raz postanowiłem rozbić obóz, dzień okazał się bardzo męczący, dlatego postanowiłem spożytkować magiczne krople dopiero jutro. Teraz zaś przyszedł czas na błogi sen.

****************************


Gdy wracające do swoich gniazd sowy przelatywały nad moją głową z hukiem rozprostowując skrzydła otworzyłem oczy. Słońce dopiero wznosiło się ponad szczyt, aczkolwiek postanowiłem już wyruszać. Wyprawa przebiegała raczej bezproblemowo, aczkolwiek po zaledwie dwóch, może trzech godzinach wędrówki postanowiłem przysiąść na najbliższym kamieniu i... spisać wszystko to co dotychczas działo się w królestwie od momentu wizyty starego maga w pałacu. Dotąd nie znalazłem na to ani chwili czasu, a sądzę, że tak ważne wydarzenie dotyczące naszego królestwa musi zostać spisane dla kolejnych pokoleń, albo też dla tych, którzy odnajdą zgliszcza naszego wspaniałego miasta. Wydarzenie to było równie istotne jak to, co postanowiłem zrobić, dlatego też swoją wędrówkę postanowiłem opisać dosyć szczegółowo. Jeśli bowiem się okaże prawdą, to co powiedział mędrzec, to księga ta będzie stanowiła (o ile przetrwa) najcenniejszą z pamiątek po KherShoed. Zapisałem więc to wszystko co można przeczytać od momentu pojawienia się tajemniczego człowieka w bramach naszego miasta (według opowieści zasłyszanych przez ludność) aż do momentu kiedy siedzę na tymże właśnie kamieniu i przelewam kolejne krople atramentu na papier. Nie wiem natomiast jak się cała ta historia skończy, dlatego też wstęp do tego rozdziału królestwa sporządzę dopiero w momencie całkowitego rozwiązania sprawy. Tymczasem wszystko to co spisane zostanie już na następnej stronie (oraz na kolejnych) zostanie zachowane dopiero po zakończeniu mej wędrówki, gdy powrócę już do miasta. Zostało więc postanowione. Po zamknięciu księgi i schowaniu jej do plecaka wyciągnąłem pierwszą ampułkę eliksiru i wlałem do gardła. Od tego momentu noc nie stanowiła żadnej przeszkody. Wyruszyłem więc w dalszą podróż.

****************************


To, co się wydarzyło przez ostatnie kilka dni, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Na chwilę obecną jestem już w mieście, a dokładniej w zamkowych lochach. Tak jak obiecywałem, przy najbliższej okazji postanowiłem spisać resztę swojej wyprawy. Teraz zaś pozostało mi tylko wyczekiwać nieuniknionego – końca, w który nawet ja nie chciałem uwierzyć...

Pierwsze dwa dni podróży przeszły bez większych problemów. Od drugiego dnia wędrowałem również w nocy, dzięki miksturze nocy ciemność nie była mi obca. Nóż spokojnie tkwił w pochwie, nie miałem konieczności użycia go od momentu niemiłych wydarzeń w dokach. Wiedziałem, że jestem już blisko chaty Kiriziasza, człowieka od lat żyjącego w lesie w chacie, którą sam sobie zbudował. Jeszcze kiedy się znaliśmy przejawiał zdolności wizjonerskie, dlatego też postanowiłem zwrócić się z moim problemem właśnie do niego. Doszły mnie jednak słuchy, że lata samotności sprawiły, że postradał zmysły, co wzmożyło moją ostrożność. Na nic się to jednak nie przydało, albowiem jego dom był pusty niczym grobowiec. Nie było po nim ani śladu, jedyne co pozostało to otwarte na oścież drzwi i ślady błota na drewnianym podeście. Zbiło mnie to całkowicie z tropu, nie miałem pojęcia co dalej robić. Moja jedyna poszlaka i zarazem możliwość zorientowania się, o co w tym chodzi, kończyły się właśnie tutaj, przed opuszczoną leśniczówką. Pustą leśniczówką.

Nagle otaczające mnie krzaki zadrżały podobnież jak przypięte do pasa ostrze. Dobyłem broni zrywając się tym samym na nogi. Złowrogi szelest wydobywał się nie tylko z jednego krzewu, a ze wszystkich mnie otaczających. Przygotowując się do ucieczki szmer ustał, podobnie jak moje powoli cofające się kończyny. Zza zarośli stopniowo zaczęły pojawiać się sylwetki czteronogich diabłów. Było to niewielkie stado liczące sobie pięć czarnych wilków. Zakląłem siarczyście wiedząc z kim mam do czynienia. W tym wypadku ani ucieczka, ani walka nie miałyby najmniejszego sensu, w obu przypadkach skończyłbym jako pożywienie dla napastników rozdzielających ochłapy mojego ciała pomiędzy siebie. Zachowując pozorny spokój gorączkowo zastanawiałem się nad jedynym sensownym wyjściem z tej napiętej sytuacji. Gdy wrogowie zaczęli zawężać koło moja noga automatycznie cofnęła się do tyłu powodując zderzenie dwóch buteleczek znajdujących się w kieszeni. Wtedy też przypomniałem sobie o Izaaku i jego legendarnych kroplach, które mi ofiarował. Bezzwłocznie, acz w dalszym ciągu spokojnie sięgnąłem do kurtki po odpowiednią ampułkę wiedząc, że każdy, nieco bardziej energiczny ruch mógł spowodować natychmiastowy atak. Oponenci nie marnowali jednak swego czasu i rzucili się do ataku kończąc tym samym ostrzegawcze podchody. Minęły milisekundy nim zdążyłem wlać do gardła zawartość flakonika, natychmiast odrzuconego przez wilczury, które rzuciły się na mnie jak na nowo zdobyte pożywienie. Opadając na twarde podłoże modliłem się, aby specyfik zaczął jak najszybciej działać i najwyraźniej moje modły zostały spełnione. Na własne oczy widziałem pięć czarnych bestii agresywnie gryzących moje ciało, a mimo tego nie odczuwałem bólu. Mając świadomość tego, że działanie mikstury jest wyjątkowo krótkie nie czekając na nic sięgnąłem po leżący tuż obok oręż i zaatakowałem pierwsze ze zwierząt wbijając nóż prosto w przełyk zatapiając je po samą klingę. Zwierzyna upadła bezwładnie na ziemię, co spowodowało jeszcze większą agresję u pozostałych. Najwyraźniej mieli oni zamiar pomścić swego brata. Podnosząc się na ziemię natychmiast się otrząsnąłem z agonii. Niestety eliminacja kolejnych wrogów była trudna ze względu na ograniczoną widoczność spowodowaną z kolei krwią pierwszego wilka zasłaniającą obecnie część moich oczu. Czym prędzej wytarłem twarz i gdy następne dwa czworonogi wzbiły się w powietrze przygotowując się do natarcia wykonałem teatralny piruet rozpruwając im gardziele. Wydając ostatnie tchnienie zamarły w bezruchu wylewając na ściółkę kolejne pokłady purpurowej posoki. Czwarty napastnik próbując zaatakować od tyłu otrzymał śmiertelny cios w serce dołączając do swoich martwych już kompanów. Piąty, ostatni z nich, wydawał się bardziej ostrożny. Krążył dookoła mnie zachowując przy tym bezpieczny dystans. Działał więc na moją niekorzyść, albowiem minuty dzieliły mnie od utracenia magicznych zdolności. Jednak po chwili namysłu i on ruszył w moją stronę ponownie przewracając mnie na ściółkę leśną. Gdy poszarzałe zęby zatopiły się w mej ręce poczułem przeszywający ból oznaczający koniec działania specyfiku. Ciało zareagowało natychmiast próbując wyrywać się ze wszystkich sił. Wilk okazał się jednak zbyt silny przygniatając mnie do ziemi tak mocno, że nie mogłem nawet drgnąć. Po chwili kości zagruchotały, a ja doznałem ukojenia co oznaczało, że nerwy przestały już reagować. Gdy spojrzałem na pysk czarnego demona ogarnęło mnie przerażenie. Dzierżył on w niej moją rękę. Spoglądając na wystającą kość oblepioną resztkami ociekających z krwi nerwów i ścięgien pojąłem, że to koniec. Koniec mojej wędrówki i mojego życia. Rozluźniłem więc resztę ciała zamykając oczy w oczekiwaniu na nieuniknione.

Krucza przepowiednia - opowiadanie

<< poprzednia | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | następna >>


Przedyskutuj artykuł na forum

Ustaw Sztab jako strone startowa O serwisie Napisz do nas Praca Reklama Polityka prywatnosci
Copyright (c) 2001-2013 Sztab VVeteranow