Wyszukiwarka
Google

RPG.sztab.com
Logowanie
   Pamiętaj mnie

Rejestracja

Przypomnienie hasła
Hostujemy strony o grach
Gry Strategiczne


Polecane strony
Gry logiczne


.

Krucza przepowiednia
Mędrzec powolnym, ale niebywale opanowanym i spokojnym krokiem ruszył z miejsce w stronę placu, a następnie – jak się później okazało – skierował swoje kroki ku zamkowi królewskiemu. Każdy kto na niego spojrzał stawał w miejscu tak jakby czas przestawał mieć jakiekolwiek znaczenie, transakcje kupieckie były przerywane, zatrzymywali się przechodnie, a dzieci wpatrywały się w niego w bezruchu swymi wielkimi jak księżyc oczętami.

Było chłodne popołudnie, król postanowił zwołać naradę, na której pragnął poruszyć sprawę stosunków handlowych z sąsiednimi królestwami, miastami czy nawet osadami. Stałem u jego boku gdy ponad dwumetrowe, masywne skrzydła wrót do sali obrad rozsunęły się na boki z charakterystycznym świstem. Straż zareagowała niemal natychmiastowo, dwóch rosłych mężów stanęło po bokach czerwonego dywanu krzyżując srebrzyste halabardy w złowrogi ornament stanowiący barierę. Niemałe było ich zdziwienie gdy pomiędzy pozłacanymi drzwiami ujrzeli sylwetkę wygłodzonego, jednorękiego starca o lasce.
- Broń nie będzie potrzebna, nie przyszedłem tu dokonywać zamachów na wasze życie - wykrztusił budząc tym samym zainteresowanie króla, który dotychczas zajęty był obradami, a z racji tego, że siedział na tronie słuchając swych doradców nie był w stanie zauważyć tego co działo się na drugim planie. Nie tylko okazał swoje zdziwienie, jako że wszyscy inni niczym nieskomplikowany mechanizm odwrócili się w stronę strażników.
- Odejdź, przybłędo, w przeciwnym wypadku poznasz moc królewskiego oręża!
- Targniecie się na życie nieszkodliwego staruszka broniąc swojego króla? Jesteście albo fanatycznie mu oddani, albo po prostu głupi - wypowiadając to uśmiechnął się, a uśmiech był to wyjątkowo demoniczny z wyszczególnieniem żółtych, szpiczastych zębów, które się ukazały.
- Gdy wpakujemy cię do lochu, twój dobry nastrój cię opuści!
- Śmiem twierdzić, że raczej do tego nie dojdzie - gdy kończył wypowiadać ostatnie słowa, nieszkodliwy dotąd kij zaiskrzył fioletowym blaskiem i dwóch członków straży padło na ziemię niczym muchy. – Spokojnie, drogi królu, za jakiś czas się obudzą i gdy wyjdą z błogiego stanu otępienia, nic nie będą pamiętać z dnia dzisiejszego - dodał po chwili ruszając ku doradcom, mnie i królowi.
Wszyscy zgromadzeni, wraz z moją osobą byli przerażeni tym co zobaczyli ułamek sekundy temu. Wszystko wskazywało na to, że mieliśmy do czynienia z bardzo potężnym czarodziejem, który najwyraźniej przybył tu w konkretnym celu. Wszyscy jednak zastanawiali się po co, tym bardziej, że od kilku lat do miasta nie wtargnął żaden niespodziewany gość, przez co wizyta maga była niekoniecznie miłym zdziwieniem.
- Wynoś się z tej sali! Zabiłeś moich ludzi! Straż! - śmiem twierdzić, że król wykrzykując te słowa, był bardzo zdenerwowany zaistniałą sytuacją.
- Nie zabiłem ich, lecz uśpiłem. Sami się o to prosili, ja muszę dostarczyć powierzone mi informacje więc zamilcz głupcze, bo...
- Jak śmiesz tak się zwracać do króla, ty... - autor tych słów, jeden z wielu stojących obok doradców nim dokończył kierowaną w stronę starca obelgi upadł bezwładnie na ziemię niczym wypchana trocinami kukła.
- Od tego momentu do chwili mojego wyjścia każdy kto mi przeszkodzi w mówieniu zapadnie w taki właśnie sen, z którego przebudzenie nie należy do najprzyjemniejszych, nie wliczając w to oczywiście króla, z którym niestety muszę zamienić kilka słów co mnie przygnębia na samą myśl, że nie grzeszy on mądrością.
Na twarzach pozostałych uczestników tego, jakże ironicznego przedstawienia malował się gniew i niemoc, doskonale wiedzieli że każdy, nawet najmniejszy pisk może się skończyć krótkotrwałym snem. Również król nie miał zbyt wesołej miny, siedział więc i zaczął słuchać tego co ma mu do przekazania zakapturzona postać, która dotychczas nie ujawniła twarzy.
- Twoje królestwo wypala się równie szybko jak Twój żywot, ale dożyjesz jego końca. Nie pytaj mnie dlaczego tak się dzieje, jestem tylko powiernikiem. Strzeż się smoków. Słyszysz?! Gdy nadleci srebrnoskrzydły, po KherShoed nie zostaną nawet zgliszcza. Uciekajcie w kierunku gór, one się was tam nie spodziewają. Ratuj życie swoje i swoich poddanych.
Nie dając królowi szansy na wyprowadzenie słownej kontry, wymruczał coś w obcej, jak mi się zdawało, mowie, z której niestety nie zrozumiałem ani słowa. Chłodny wiatr, którego źródło znajdowało się u purpurowej mgły wydobywającej się spod szat starca, gwiżdżąc za uchem nabierał na sile. Po chwili nastąpił urwisty podmuch i do sali ponownie wtargnęła się harmonia zakłócona przez przybysza, po którym zresztą nie pozostał nawet tuman kurzu, rozpłynął się w powietrzu nie pozostawiając po sobie nawet imienia, które mogłoby znaleźć się w kartach spisywanej moją ręką księgi. Co do dwóch rzeczy miał jednak z pewnością rację, o czym można było przekonać się już teraz – straż i jeden z doradców właśnie powracali do świata żywych zdradzając swoją mimiką ból, który najwyraźniej przeszywał każdy nerw ich ciała, takoż jednak mag miał rację, przebudzenie do najprzyjemniejszych nie należalo.
- Brednie, każde plugawe słowo wypowiedziane przez tego szaleńca to brednie! Nie zdaje sobie sprawy z tego co mówi... ucieczka w góry, ma mnie za pozbawionego rozumu wariata? - król najwyraźniej nie skrywał swojej frustracji jaką wywołała ta niezapowiedziana wizyta. W jego poczerwieniałych ze złości oczach mieszało się uczucie złości i bezsilności ukazując jak wielki ciężar na nim spoczywa. Mimika twarzy pozostała jednak w pełni neutralna, co dawało do zrozumienia, że słowa wypowiadane przez wróżbitę nie zadziałały na władcę na tyle, aby w nie uwierzył i się do nich zastosował. - Tych trzech zabierzcie do dworskich znachorów, reszta niech się wynosi, koniec audiencji – dodał po chwili wskazując ręką gramolących się z ziemi poszkodowanych.
- Ale najdroższy Panie, przecież jeszcze … - na daremno próbowałem załagodzić sytuację.
- Powiedziałem dosyć! Zejdźcie mi wszyscy z oczu, ty również, Jakubie.
Ostatnie słowa trafiły niczym piorun w drzewo twardo przekonane o swojej pozycji. Pierwszy raz, odkąd sięga moja pamięć, zdarzyło się, żeby król usuwał z sali tronowej swojego najwierniejszego sługę będącego przy nim zawsze i wszędzie, swojego kronikarza. Zaniemówiłem, stanąłem w bezruchu przyjmując chłodną minę, zdezorientowany nie wiedziałem czy wykonać rozkaz (trudno było go bowiem nazwać prośbą) czy niecierpliwie czekać na dalszy rozwój wydarzeń.
- Jakubie – westchnął siedzący na tronie, zmęczony psychicznie monarcha – proszę spełnić mój rozkaz.
- Tak jest... Panie – wiedziałem, że przez gardło nie przeciśnie mi się nic innego, dlatego też z trudem wypowiedziałem te słowa, zawróciłem i skierowałem się ku bramie w nadziei, że jeszcze mnie zatrzyma rozważając ponownie swoją decyzję, do czego jednak nie doszło. Zdezorientowany skierowałem się do najbliższej karczmy dworskiej, okrążając okazjonalnie całe królestwo i zastanawiając się nad czym rozważa nasz władca, człowiek, który zawsze był uśmiechnięty i pogodny, ktoś kto od zawsze traktował mnie jak swojego wieloletniego przyjaciela. Teraz zaś zwrócił się do mnie jak do podrzędnego sługusa, chłodno, oschle, ciężkim tonem. W jego głosie nie było ani krzty uczuć co szczerze mnie niepokoiło. Postanowiłem znaleźć przyczynę tak poważnego wydarzenia i wiedziałem, że jest nią mędrzec, który dzisiaj wtargnął na teren królestwa. Zdawałem sobie również sprawę z tego, że nie jestem w posiadaniu nawet najdrobniejszego śladu, najmniejszej informacji wskazującej choćby w niewielkim stopniu okolice gdzie mógłbym rozpocząć poszukiwania. Wiedziałem jednak, że żyje człowiek lub raczej strzęp człowieka będącego w stanie mi pomóc. Sytuacja była dla mnie tym korzystniejsza, że Hilgrad (bo takie imię nosił suweren KherShoed) w chwili obecnej z pewnością nie będzie zakrzątał sobie głowy moją nieobecnością, o ile ją w ogóle dostrzeże. Nie było więc czasu do stracenia. W spokoju jednak dopiłem kufel chmielu i pognałem czym prędzej do swojej izby. Nadciągał już zmierzch, a ja doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że wraz ze świtem będę zmuszony rozpocząć przygotowania do podróży chcąc zakończyć ją sukcesem.

Krucza przepowiednia - opowiadanie

<< poprzednia | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | następna >>


Przedyskutuj artykuł na forum

Ustaw Sztab jako strone startowa O serwisie Napisz do nas Praca Reklama Polityka prywatnosci
Copyright (c) 2001-2013 Sztab VVeteranow