Zaliczam się do grona tych szczęśliwców, którzy swe jakże długie popołudnia nastoletnich lat, jak też i tzw. wakacje mogli spędzać przy tytułach pochodzących od studia Black Isle – a więc odbywać cudowne wyprawy po Faerûnie wraz z Dziecięciem Bhaala czy Planach w towarzystwie Bezimiennego. Niestety po zdecydowanie przedwczesnej śmierci Interplay’a oraz Black Isle przez wiele lat gros swej uwagi musiałem scedować na produkcje operujące chętniej perspektywą pierwszej bądź trzeciej osoby – choć i to były czasy nie wolne od dobrych wspomnień. Ostatnio jednak znowu do łask wraca rzut izometryczny, i jakkolwiek chociaż takie Wrota Baldura 3 jawią się być nie do końca tym, czym były poprzednie odsłony opatrzone tą marką, to kolejne pokolenie może poznać magię cRPG-ów z przełomu tysiącleci.
Pathfinder: Wrath of the Righteous to nieoficjalna kontynuacja
Kingmakera sprzed trzech lat – owa „nieoficjalność” polega jednak na braku cyferki w tytule, co ma te proste uzasadnienie, że poruszana w sequelu opowieść jest zupełnie nową wobec tej przedstawionej w pierwowzorze. Twórcy jednak pozostali ci sami, acz bogatsi o doświadczenie zgromadzone przy produkcji „jedynki”, jak też i środki uzyskane ze sprzedaży tejże, pozwalające im na wdrożenie bardziej zaawansowanych technologii. I to czuć.
|
Stopień rozbudowy karty postaci potrafi zachwycić
|
Na samym początku zachwyca już sam kreator postaci – jest on naprawdę, ale to naprawdę rozbudowany, bez cienia przesady można stwierdzić, że może on pochłonąć graczy na więcej niż kwadrans. Dla bardziej „casualowych” użytkowników można to nawet rozpatrywać w kategoriach wady, choć nie ukrywam, iż u mnie – i zapewne wcale licznego grona nerdów, ortodoksów i „hardkorów” – od razu wiązało się to z zyskaniem przez autorów niemałego kredytu zaufania. Jeśli jednak zalicza się do pierwszego wymienionego grona, to pragnę uspokoić – nawet jeśli zdecydujecie się na losowe wybory „byle zacząć”, to gra oferuje później (choć nie zupełnie na życzenie) możliwość skorygowania wcześniejszych błędów.
Zresztą to jest miejsce równie dobrze jak i inne na akapit poświęcony rozmiarom gry – otóż ta jest naprawdę ogromna, oferując skalę doznań właściwych chociażby dla drugiego „Baldura”. Dotarcie do napisów końcowych wymagało ode mnie ponad osiemdziesięciu godzin gry, i choć nie ignorowałem zupełnie aktywności pobocznych czy różnorakich „sekretów”, to wcale nie tak mało z nich spotkało się z machnięciem przeze mnie na nie ręką, i to bynajmniej nie z uwagi na ich trywialność.
|
Serce stratega bije radośnie
|
Skoro już napisałem o miałkości – nie, takowa w żadnym razie nie charakteryzuje omawianej pozycji! Główny wątek fabularny jest całkiem zajmujący, potrafi nawet wywołać emocje, choć nie da się ukryć, że i tak najciekawsze okazują się niektóre questy poboczne, zwłaszcza te dotyczące historii naszych towarzyszy. W drugim
Pathfinderze musimy liczyć się z tym, że nasi kompani będą do nas dołączali i opuszczali, czasami przy okazji wbijając nóż w plecy, czasami nas w mniejszym bądź większym stopniu zaskoczą (Camelia, Camelia i jeszcze raz Camelia!), nigdy też – przy jednym podejściu – nie uda się nam zgromadzić ich wszystkich, albowiem określony wybory otwierają jedne drzwi, zamykając jednocześnie inne.
Bardzo przypadło mi do gustu również bogactwo oferowanych możliwości podejścia do rozwiązania najróżniejszych tematów – możemy decydować się na podejścia siłowe tudzież dyplomatyczne, kształtować swoją postać na najgorszą szumowinę, prawomyślnego fundamentalistę bądź kierującego się porywami serca miłośnika cieni oraz szarości. Owszem, niejednokrotnie zwieńczenie i tak będzie z grubsza te same, lecz poziom satysfakcji płynący ze stopnia utożsamienia się z protagonistą potrafi wręcz zachwycić.
|
Co jest lepsze od smoka? Dwa smoki! A co jest lepsze od dwóch smoków?
|
Niedosyt? Warto więc wskazać, że nie mamy do czynienia z „tylko” drużynowym roleplay’em, lecz dane nam będzie – podobnie zresztą jak w pierwowzorze – wykazać się również talentami strategicznymi, a to poprzez zarządzanie wojskami krucjaty przeciwko siłom Otchłani, przez ich rekrutowanie, zapewnianie logistyki i fortyfikacji obronnych… po czym będziemy mogli się wykazać zdolnościami taktycznymi poprzez toczenie turowych bojów, wywołujących żywe skojarzenia z serią
Heroes of Might and Magic!
Pathfinder: Wrath of the Righteous - recenzja
|
|
|
| 1 | 2 | następna >>
|