Urokiem czasów crowdfundingu jest fakt powstawania licznych tytułów, nawiązujących do bardziej niszowych systemów czy tworów popkultury, niedostatecznie atrakcyjnych w oczach marketingowców wielkich wydawców, ale zarazem po wielokroć tańszych. Tego rodzaju egranizacją jest Pathfinder: Kingmaker.
Na początku pragnę zaznaczyć, iż z oryginalnym systemem nigdy wcześniej nie miałem do czynienia, aczkolwiek nie odczuwałem tego faktu zbyt dotkliwie. Zapewne nie potrafiłem docenić każdego niuansu ni nawiązania, lecz całość na tyle mieści się w typowych ramach – wyznaczanych chociażby przez
Lochy i Smoki – że przestawienie się w sposobie myślenia, porzucenie niektórych przyzwyczajeń nie jest zbyt kłopotliwe, o ile naturalnie zachowa się otwarte podejście.
|
Krasnoludem być - to zawsze brzmi dumnie
|
Na początku vveterani gatunku crpg zostaną oczarowani złożonym systemem kreacji własnej postaci, w którym to elemencie może trudno utonąć aż tak, jak to miało miejsce w przypadku takowego
Pillars of Eternity II, niemniej będzie nad czym pogłówkować, o ile się tylko zechce. Tu jednak miejscami wychodzi również budżetowość rzeczonej pozycji, przejawiająca się w niewielkiej liczbie portretów i głosów, spośród których możemy dokonać wyboru, nie jest to jednak wielka czy istotna przywara.
Już niemal na początku przekonujemy się, iż dokonane przez nas wybory ze wszech miar mają znaczenie. Tutorial danej pozycji jest bowiem czytelny, lecz wcale wymagający. W Internecie można odnaleźć dość masowe utyskiwania na jego absurdalny poziom trudności, których osobiście nie podzielam (a sięgnąłem po jedne z bardziej zaawansowanych ustawień), lecz nie mogę stwierdzić, iż są one kompletnie bezpodstawne. W istocie wejście w świat
Pathfindera jest od razu twarde, miejscami wręcz bolesne.
|
...czasami nawet szlachecko
|
Recenzowana produkcja w rzeczy samej jest wymagająca, lecz również oferuje całkiem sporo w zamian. Fabuła zasadniczo jest satysfakcjonująca, dość szybko ucieka ona od miałkości i oklepanych konwencji, konstrukcja poszczególnych postaci zaś potrafi wręcz zachwycić, sprawiają one wrażenie osób z krwi i kości, a już z pewnością niebanalnych (ile razy w role-play’ach zetknęliście się z paladynami, którzy utracili wiarę i od podstaw kształtują swój nowy, ateistyczny światopogląd?). Zabrakło mi jednak pewnych „iskier” w tych relacjach, jak też stosunków pomiędzy samymi towarzyszami, prawdziwego poruszenia jak w szczytowych produkcjach
Black Isle.
|
Ale przecież jesteśmy pelnoletni!
|
Niestety wiele rozwiązań gry jest w swym nowatorstwie irytujących i świadczy o tym, że w ślad za pragnieniem oryginalności nie poszła cierpliwość w rozwadze tzw. drugich myśli. Ot, choćby na początku raczeni jesteśmy questami pobocznymi, których w razie innego niż modelowego (z perspektywy scenarzystów) rozwoju postaci nijak rozwiązać nie będziemy. Jeśli się nad tym głębiej zastanowić, to jest to dość realistyczne (wszak na początku w piwnicy wcale nie muszą na nas czekać szczury, lecz równie dobrze może to być jakiś upiór czy inny szpon śmierci), lecz niestety średnio się sprawdzające pod kątem usatysfakcjonowania gracza. To przykre, że autorzy nie potrafili znaleźć panaceum na zaproponowanie użytkownikowi alternatyw – przyznali mu dość znaczną swobodę, lecz zarazem wręcz go każą za wszystkie wybory odmienne od preferowanych przez nich, jak też niejednokrotnie skazują go na konieczność porzucenia danych lokacji z uwagi na potrzebę ich odwiedzenia w jakimś miałkim celu.
Pathfinder: Kingmaker - recenzja
|
|
|
| 1 | 2 | następna >>
|