Podczas rozgrywki będziemy mogli zwiedzić kilka bardzo pięknych i dopracowanych niemal do perfekcji lokacji. Na szczególną uwagę zasługują dziewicze puszcze i rezerwaty łowieckie obfitujące w leśną zwierzynę i inne dobrodziejstwa natury. Piękne oświetlenie oraz dbałość o każdy szczegół, jak na przykład fruwające tu i ówdzie motyle, zrywające się do lotu kaczki, które spłoszyliśmy przez nieostrożność czy niesione przez wiatr babie lato, nadają tym miejscom baśniowego wręcz nastroju. Twórcy gry wzięli sobie również do serca opinie graczy sfrustrowanych przemierzaniem jednakowych i niemiłosiernie długich lochów w poprzedniej części. Choć w
Drakensang: The River of Time sporo jest misji zmuszających drużynę do zwiedzenia miejskich piwniczek tudzież jaskiń i podziemnych tuneli, to są one na tyle rozsądnej wielkości, że nie powodują zmęczenia. Nie ma więc obaw, że gracz będzie musiał w poszukiwaniu źródła szczurzej plagi przebrnąć przez kilkanaście poziomów podmiejskich kanałów, by stanąć w końcu u wejścia do rozległej, posiadającej liczne odnogi jaskini. Z pełną odpowiedzialnością można powiedzieć, że ilość lasów, zamków i jaskiń jest na tyle zrównoważona, że plądrowanie zakamarków każdego z nich gwarantuje różnorodność wrażeń. Prawdziwym smaczkiem są świątynne ruiny będące pozostałością najstarszej aventuriańskiej cywilizacji ze stolicą w Bosparan. Upadek Imperium Bosparańskiego było kamieniem milowym w dziejach kontynentu. O doniosłości tego wydarzenia świadczyć może chociażby fakt, że stanowiło ono początek nowej ery, rok zerowy, od którego zaczęto naliczać kolejne lata. Np. wydarzenia, w których bierzemy udział dzieją się w roku 1009 p.u.B. (po upadku Bosparan). Ducha poprzedniej epoki, tak różnej od tej obecnej, można poczuć już spoglądając z zewnątrz na pozostałości wysokich, kamiennych kolumn, fragmenty monumentalnych posągów. Zagłębianie się w mrocznych zakamarkach podziemnych korytarzach potęguje tylko ten efekt, a wizja uwięzionej gdzieś w głębi magii wzmaga poczucie grozy. Bosparańczycy próbowali ujarzmić bowiem prastare moce, przy których współczesne umiejętności magów są jedynie dziecinnymi sztuczkami. Przebywając w tych ruinach ma się wrażenie, jakby były one łącznikiem pomiędzy światem materialnym i niematerialnym zamieszkanym przez potężne demony. Podobne wrażenie robią ruiny innej świątyni, wzniesionej na cześć Rzecznego Boga Efferda. W jej sercu, gdzie czas biegnie wolniej niż na zewnątrz, naprawdę można odczuć tchnienie czasów starożytnych. Niech ten barwny opis nie zmąci jednak Waszych zmysłów.
Drakensang: The River of Time, choć niewątpliwie silnie działa na wyobraźnię, nie jest grą, przy której można dostać zawału serca. Skierowany jest przede wszystkim do graczy rozmiłowanych w klimatach baśniowych; nie jest natomiast dobrą pozycją dla miłośników mocnych wrażeń. Mogliby się oni przy niej nudzić, ponieważ zarówno liczba wrogów nie jest szczególnie powalająca (za wyjątkiem niektórych momentów, bardzo wymagających), jak i ich wygląd rzadko kiedy powoduje przyspieszone bicie serca. Ogry na ten przykład sprawiają wrażenie wyjątkowo sympatycznych stworzeń. Szkoda tylko, że już na sam nasz widok rzucają się bezmyślnie do walki.
Twórcy gry zrezygnowali także ze znanych z poprzedniej części obszarów łączących poszczególne lokacje. Były to najsłabiej dopracowane elementy psujące odbiór gry jako całości. Ograniczały się do przemierzania monotonnych ścieżek prowadzących przez rzadkie lasy i pokonywaniu stada wilków lub grup rozbójników grasujących w okolicy. W
Drakensang: The River of Time podróże odbywamy korzystając ze statku rzecznego Thalaria, który oprócz pełnienia roli środka transportu, jest jednocześnie naszym domem, gdzie w specjalnych skrzyniach możemy przechowywać co wartościowsze zdobycze, a niepotrzebni w danej chwili członkowie załogi oczekują na wezwanie. Co ciekawe zdobyte w walce trofea, również nie giną w próżni, lecz składowane są na pokładzie jako świadectwa naszych bohaterskich czynów. Bardzo istotną nowością są też punkty teleportacyjne, które rozsiane w różnych miejscach na mapie umożliwiają szybką podróż pomiędzy poszczególnymi obszarami lokacji. Jest to niezwykle przydatne, zwłaszcza w przypadku rozległych terenów, których wielokrotne przemierzanie od jednego końca do drugiego (czego wymagają zadania) byłoby męczące. Warto wracać też do odwiedzonych wcześniej lokacji, gdyż co jakiś czas pojawiają się w nich nowe zadania. Co prawda nie są one szczególnie rozbudowane, ale sprawiają wrażenie, jakby świat żył własnym życiem.
Ukłonem w stronę weteranów
The Dark Eye są o 23 lata młodsze postacie występujące w tej właśnie części. Spotkać możemy zatem Auralię, słynną alchemiczkę, szalonego maga Rakoriuma, którego problemy z pamięcią wyglądają na przypadłość wrodzoną, pełnego jeszcze zapału wędrownego handlarza Bredo, krasnoludzkiego księcia Aroma oraz błędnego rycerza Prancelota, który potrafi sam otoczyć oddział Orków. Nowi gracze nie muszą jednak czuć się wystraszeni, gdyż nie występują żadne powiązania fabularne między pierwszą a drugą częścią. Zresztą
The River of Time jest prequelem, a sięgnięcie po „jedynkę” w następnej kolejności niczemu nie szkodzi.
Całości dopełnia klimatyczna, spokojna ścieżka dźwiękowa. Buduje nastrój baśniowej sielanki, kiedy przemierzamy rozległe bory oraz wprowadza element grozy w podziemiach i ruinach. Szkoda jednak, że twórcy nie pokusili się o skomponowanie nowych utworów. Choć kilka takich właśnie nowości mamy okazję usłyszeć, to niestety większość ściągnięta jest żywcem z „jedynki”. W tym miejscu warto też podkreślić, że dialogi są w końcu w pełni udźwiękowione. Co prawda postacie mówią po angielsku, a tłumaczenie polskie ogranicza się do napisów, lecz w porównaniu z udźwiękowioną tylko pierwszą kwestią w poprzedniku jest to kamień milowy postępu. Niestety zawsze musi znaleźć się jakiś minus. W demie udźwiękowione były także kwestie wypowiadane przez przechodniów, handlarzy nawołujących do kupna ich towarów. W pełnej wersji natomiast te nadające klimatu szczególiki mają jedynie formę tekstową.
Podsumowując:
Drakensang: The River of Time to bardzo dobra, solidna gra cRPG. Z pewnością zadowoli graczy rozmiłowanych w klimatach baśniowych, którzy bardziej niż wartką akcję i silne wrażenia cenią sobie rozbudowany system rozwoju postaci, spokojne, klimatyczne lokacje, w których kryje się wiele zagadek logicznych i unikatowych przedmiotów. Gra oferuje także możliwość warzenia mikstur i samodzielnego wykonywania niektórych elementów uzbrojenia. W porównaniu z poprzednią częścią stoi wyżej pod względem fabularnym i charakteryzuje się lepszą grywalnością, dlatego warto poświęcić jej swój czas. Wprowadzone zmiany są jednak zmianami kosmetycznymi. Nie należy więc traktować
The River of Time jako gry rewolucyjnej. Jest to po prostu gra cRPG w starym, dobrym stylu, która powinna zadowolić szczególnie fanów poprzedniej części.
Metryczka
Grafika |
90% |
Muzyka |
70% |
SI |
70% |
Grywalność |
90% |
|
|
Ocena końcowa |
90% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Core 2 Duo 2.66 GHz, 3 GB RAM, karta grafiki 512 MB (GeForce 8800 lub lepsza), 7 GB HDD, Windows XP/Vista/7.
|
|
Autor: Elleth
|
|
<< poprzednia | 1 | 2 | 3 | 4
|