W pewien upalny dzień w 1984 roku piętnastoletnia Holly Sykes ucieka z domu i spotyka starszą panią, która proponuje jej kubek herbaty w zamian za „schronienie”. Minie kilkadziesiąt lat, zanim Holly zrozumie, o jakie schronienie prosiła nieznajoma…
„Czasomierze” to opowieść o meandrach losów Holly, od lat dorastania w Gravesend, na których piętno odciska rodzinna tragedia, po późną starość w Irlandii, w domu nad brzegiem oceanu, kiedy w całej Europie kończą się zasoby ropy naftowej. Życie Holly jest niby całkiem zwyczajne, a jednak naznaczone przebłyskami z przyszłości, odwiedzinami ludzi pojawiających się znikąd i chwilami, w których rozregulowują się prawa rządzące rzeczywistością. Holly Sykes - córka, siostra, matka i opiekunka - ma bowiem do odegrania rolę w wojnie toczonej na śmierć i życie za kulisami naszego świata. Być może Holly okaże się ostateczną bronią, która zadecyduje o losach tego wielkiego starcia.
W książkach pióra
Davida Mitchella daje się zauważyć zafascynowanie zagadnieniem upływu czasu, jak też wzajemnego przenikania się ludzkich losów przypadających na, zdawałoby się, zupełnie różne epoki i obszary. Pewnego rodzaju ukoronowaniem tego trendu jest książka o wysoce wymownym tytule
„Czasomierze”, choć jak to u
Mitchella, trudno o banał.
Lektura początkowych rozdziałów może wywołać u czytelnika wrażenie towarzyszące zapoznaniu się z treścią
„Widmopisu”, czyli pewnego zbioru opowiadań tylko bardzo luźno ze sobą się łączących, właściwie tylko niuansami. W pewnym momencie czytelnik jednak odkrywa, że więź pomiędzy poszczególnymi fragmentami jest znacząco intensywniejsza, tak jak w ludzkim życiu pomiędzy dzieciństwem a starością.
Wierni i wnikliwi miłośnicy prozy brytyjskiego pisarza dostrzegą szereg aluzji tak do jego innych pozycji, jak też i autobiograficznych wątków. Warto chociażby zauważyć, iż autor niejako na marginesie wraca do wątków z
„Tysiąca jesieni Jacoba de Zoeta”, rzucając na tę książkę nowe światło. Paradoksalnie jednak, pomysł ten uważam za jeden ze słabszych, niejako odzierając wcześniejszą pozycję z tajemniczej otoczki i w sumie ją spłycając.
David Mitchell lubi unikać konwencji, w związku z czym fabuła
„Czasomierzy” nie kończy się bynajmniej w momencie, gdy czytelnik zgodnie z przyzwyczajeniami by tego oczekiwał. Epilog pozostaje jak najbardziej w powiązaniu z wcześniejszą częścią, sprawia jednak wrażenie nieco przymusowego. Jak się zdaje, autor uczyniłby lepiej, gdyby pomysł nań zachował na potrzeby innej książki.
Pomimo odrobiny dziegciu spływając z powyższych akapitów nie budzi dla mnie wątpliwości fakt, że
„Czasomierze” to jedno z wydawniczych głównych wydarzeń bieżącego roku, książka odrobinę słabsza od wspomnianego
„Tysiąca jesieni”, lecz i tak plasująca się w ścisłej czołówce tegorocznego peletonu, rzekłbym nawet, iż póki co opatrzona żółtym plastronem lidera.
|
Autor: Klemens
|
|
|