Wyszukiwarka
Google

RPG.sztab.com
Logowanie
   Pamiętaj mnie

Rejestracja

Przypomnienie hasła
Hostujemy strony o grach
Gry Strategiczne


Polecane strony
Gry logiczne


.

Ucieczka
Głośna syrena rozległa się o północy. Ptaki zerwały się z gałęzi i uleciały jak najdalej od nieprzyjemnego dźwięku. Mimo ciemności dało się rozpoznać w oddali biegające sylwetki. Nie trzeba było nawet wnikliwie wpatrywać się, by wywnioskować, że na wzgórzu dzieje się coś niezwykłego. Hałas świadczył o tym dobitnie. Wzgórze było otoczone drutem kolczastym, wstęp surowo zabroniony. Wieżyczki obserwacyjne ze snajperami, znajdujące się w każdym rogu ośrodka ostrzegawczo zniechęcały przypadkowe osoby, które zabłądziły. Snajperzy mieli obowiązek zabijać każdego, kto mimo tablicy ostrzegawczej przekroczył bramę ośrodka. Zakład karny na wyżynie lubelskiej, utrzymywany był przez organizacje pozarządowe, formalnie nie istniał. Teraz strażnicy biegali ze strachu przed dyrektorem, psy węszyły, więźniowie zbudzeni w środku nocy stali w jednym rzędzie i czekali na karę. Brudni, źli, niewyspani.
Wysoki blondyn z szeroką szczęką stał przed nimi. W ręku trzymał pałkę, wiedział, że dzisiaj niejednokrotnie jej użyje. Uśmiechnął się, widząc zdezorientowanie więźniów. Znajdowali się w wielkim holu. Bosi więźniowie nieszybko tej nocy mieli powrócić do swoich koi. „Karność i dyscyplina to podstawa”– mawiał często blondyn.
Na zewnątrz ogromne lampy rozświetlały teren za bramą. Nieopodal znajdował się las. Strażnicy z psami pobiegli w tamtą stronę. Polecenie było proste. Nie wolno wracać z pustymi rękami. W rozkazie była zawarta groźba. Strażnicy wiedzieli czym grozi zadzieranie z Aleksem Kolonko. I woleli nie zadzierać.

Wysoki, barczysty mężczyzna zaczepił o zbutwiały pień, stojący mu na drodze. Upadł twarzą prosto w porośnięte chaszcze. Wstał klnąc siarczyście. Dotknął ręką pokaleczonej twarzy. Miał długie, czarne włosy i wielotygodniowy zarost. W brązowych oczach znać było wielki upór i wolę przetrwania. Mężczyzna zerwał się dalej do biegu. Przemykał się w szybkim tempie między drzewami, zahaczając o gałęzie. Przeskoczył spory dół w ziemi wysypany śmieciami i nie przerywając biegu obejrzał się za siebie. „Są jeszcze daleko” – odetchnął z ulgą. Słyszał dźwięk syreny i wiedział, że jest już ścigany. Nie miał wiele czasu a musiał przebrnąć wielohektarowy las. Mężczyzna znał te tereny, mieszkał w najbliższej wiosce, bądź co bądź oddalonej o kilkanaście kilometrów. W więzieniu mówiono na niego „Miejscowy”, nikt nie znał prawdziwego imienia. Obowiązywały numery i ksywki. Nie wiadomo za co siedział, Miejscowy też nie kwapił się, aby zaspokoić czyjąś ciekawość.

Zbiórka przedłużyła się tym razem. Więźniowie oczyszczali rzekę pod nadzorem strażników i jeden z nich próbował ucieczki. Zastrzelono go, gdy nie zareagował na nerwowy krzyk nadzorcy. Teraz Kolonko chodził, skrzypiąc gumowymi obcasami wzdłuż stojących na baczność więźniów i kręcił głową z dezaprobatą.
- Widzicie, co się dzieje, gdy nie ma dyscypliny? – pytał retorycznie.
Więźniowie milczeli, niejeden rozszarpałby go gołymi rękoma, ale za dyrektorem stali klawisze z karabinami. Wypadało tylko milczeć.
- Skurwysyn… - wyrwało się pod nosem jednemu z więźniów.
Kolonko z niedowierzaniem spojrzał w stronę, skąd padło przekleństwo. Zacisnął usta. Wiadomo było, co to oznacza. Wśród więźniów rozległ się szmer.
Szybkim krokiem ruszył w stronę winowajcy. Patrzył w oczy kilku mężczyznom, nie był pewien, który obraził go. Mniejsza o to, nie da po sobie tego poznać, a winowajcę znajdzie. Wszyscy potulnie opuszczali wzrok, ostatni więzień hardo patrzył w niebieskie oczy dyrektora. „Znalazłem drania” – stwierdził Kolonko
- Wystąp! – warknął patrząc na śmiałka.
Wysoki, zarośnięty mężczyzna wystąpił z szeregu.
- Numer?
-156778
- Cela?
- 41
- Blok?
- Skrzydło wschodnie – padła odpowiedź.
- Co powiedziałeś przed chwilą? Powtórz! – głos Kolonko był nieugięty. Nie mógł pozwolić na taką opieszałość i brak dyscypliny.
- Nic – harda odpowiedź zaskoczyła dyrektora. Zmrużył oczy, ściskając mocniej gumianą pałkę.
- Przebywałeś w celi z tym idiotą, próbującym ucieczki nad rzeką? – zapytał obserwując mężczyznę.
Więzień zacisnął pięści. Po jego ciele przeszedł dreszcz. Nie ubiegło to uwadze dyrektora.
- Tak, panie dyrektorze – przyznał ponuro więzień
- Ten bęcwał myślał, że ucieknie. Zasłużył na to, co go spotkało. Jeden bałwan na świecie mniej – Kolonko mówiąc to nie spuszczał z oczu 156778. Tamten zacisnął usta, z wargi popłynęła krew. Spojrzał z nienawiścią na dyrektora ośrodka. To wystarczyło.
Kolonko zbliżył się do niepokornego mężczyzny. Szybkim ruchem uderzył pałką w nogi twardziela, tamten upadł na kolana. Kolonko poprawił uderzając ponownie, tym razem w skroń. Więzień upadł, dyrektor uderzył jeszcze raz…i jeszcze raz.
Skończył. 156778 leżał nieruchomo na betonowej płycie.
- To dla przykładu, jeśli komuś nawet przejdzie przez myśl aby próbować ucieczki, czy w inny sposób okazywać brak współpracy z naszym ośrodkiem – ogłosił Kolonko Kiwnął głową do klawiszy, którzy natychmiast zbliżyli się.
- Na dwa tygodnie do izolatki – burknął wskazując na ciało leżące na posadzce.
Jeden ze strażników spojrzał pytająco na dyrektora.
- Wykonać! – wrzasnął Kolonko. Zanotował sobie to zajście i niepewność strażnika w pamięci. Klawisze zaciągnęli nieprzytomnego człowieka do celi izolacyjnej. Zbiórka była zakończona.

Przez gęsto osadzony pniami drzew las przebijały światła latarek. W oddali słychać było szczekanie psów. Pogoń podążała w dobrym kierunku. „Nie dla mnie” – pomyślał więzień. Był zmęczony. Biegł bez wytchnienia od dobrych kilkunastu minut, stracił rachubę czasu. Potykał się co chwilę. Zaciskał zęby, ból w klatce piersiowej stawał się coraz bardziej nieznośny. Ciągle jednak wierzył, że przebrnie las. Gdybym miał przynajmniej klamkę- pomyślał. Przypomniał sobie, gdy kilka lat wcześniej pracował jako kierowca tira. Wiózł wtedy sprzęt AGD na Łotwę. Nie dojechał. Towar mu „skonfiskowała” mafia na Litwie a on stał bezradny z przystawionym pistoletem do skroni. Nie spanikował wtedy i dzięki temu ocalił życie. Więzień i teraz miał nadzieje, że szczęśliwie umknie pogoni. Na chwilę przystanął i porzucił spoconą, zakrwawioną koszulę pozostając w białym podkoszulku. Porwał niezwykle pachnące liście nieznanej mu rośliny i zaczął wcierać ją w ciało. Miał nadzieję, że psy zgubią trop. Zaśmiał się histerycznie, stwierdzając, że wpadł na idiotyczny pomysł, odetchnął chwilę trzymając się za biodra i pobiegł dalej zmieniając intuicyjnie kierunek na zachodni.

Ucieczka - opowiadanie

| 1 | 2 | 3 | następna >>


Przedyskutuj artykuł na forum

Ustaw Sztab jako strone startowa O serwisie Napisz do nas Praca Reklama Polityka prywatnosci
Copyright (c) 2001-2013 Sztab VVeteranow