Gateway odblokowała całe bogactwo wszechświata… za cenę niewyobrażalnych koszmarów. Gdy poszukiwacz Bob Broadhead udał się na Gateway, by szukać szczęścia na statkach Heechee zdecydował, że będzie wiedział, które loty będą dla niego źródłem fortuny. Trzy wyprawy później sławny i bogaty Robinette Broadhead musi zmierzyć się z tym, co go spotkało i kim jest… w podróży w głąb siebie równie groźnej i jeszcze straszniejszej, niż wcześniejsze koszmarne wyprawy przez międzygwiezdną pustkę.
Literatura sci-fi tworzona przez pisarzy z epoki misji Apollo, a nawet ją poprzedzającej może obecnie jawić się jako zdezaktualizowana, a przez to i – przynajmniej w pewnym stopniu – skompromitowana. Przyczyna tego stanu jest prosta – odwoływanie się przez nich do wiedzy i teorii naukowych, które w kolejnych dziesięcioleciach uległy już falsyfikacji. Nie musi to jednak oznaczać, że ich pomysły nie były śmiałe, ba, nieraz solidniej odwołujące się do nauki niźli dziełka współczesnych autorów. Jednym z owych pisarzy, których warto sobie odkurzyć, jest
Frederik Pohl.
Amerykanin niewątpliwie współczesnemu polskiemu (i nie tylko) czytelnikowi jest znany mniej niż
Isaac Asimov czy
Larry Niven, a jego cykl
„Bramy do Gwiazd” (czy też
„Gateway”) jawi się jako znacznie bardziej niszowy na tle
„Fundacji” czy
„Pierścienia”. Chyba jednak niekoniecznie słusznie…
Owszem, na kartach pierwszych dwóch powieści z serii wznowionych przez
Wydawnictwo MAG zetkniemy się z konceptami podróży ponadświetlnych czy jaskiniami pod powierzchnią Wenus, ale nie należy na nie od razu się obrażać, podobnie jak różne retro futurystyczne „wynalazki” imć
Juliusza Verne’a nie dezawuują jakości jego ponadczasowej prozy. Tym bardziej, że zjawiska te zdumiewają również samych bohaterów amerykańskiego pisarza, stanowiąc dla nich niezrozumiały przejaw obcej – pod każdym względem – pozaziemskiej cywilizacji.
Autorowi należy oddać, iż nie epatuje on „cudownościami” i „niezwykłościami”, gros jego uwagi jest poświęconej raczej psychologii jego bohaterów skonfrontowanych z „dziwami” niźli tym ostatnim. Co więcej, gdy tylko może, stara się on trzymać znanych mu faktów naukowych, a szacunku wobec nich mogłoby się od niego uczyć wielu współczesnych literatów.
Omawiany zbiór to dwa dość odmienne teksty, tworzące jednak spójną całość, stanowiącą niewątpliwie efekt głębszej zadumy. Miejscami teksty co prawda bawią choćby z uwagi na zestarzałe koncepty przyszłości politycznej świata czy pewne seksualne obsesje właściwe dla rewolucji moralnej epoki hippisów, lecz nie na tyle, by odebrać ogólną przyjemność z lektury. Całość zdecydowanie nie zasługuje na zapomnienie, przeciwnie, aż prosiłaby się na jakąś ekranizację właściwą dla
Nolana czy ery serwisów streamingowych.
|
Autor: Klemens
|
|
|