Tydzień temu pisałem o jakości gry To the Moon, która poza oprawą wizualną i – zapomniałem wspomnieć – brakiem zagadek miała właściwie wszystko, czego zwykło się oczekiwać od dobrych przygodówek. Mój apetyt był więc duży, a pierwsze chwile z The Tiny Bang Story zrodziły przekonanie, że po poważnej, momentami wręcz grobowo, rozgrywce z TtM czeka mnie teraz przyjemna odskocznia. Teoretycznie tak w istocie się stało, oczekiwania wszakże były większe.
Jedno z moich głównych zastrzeżeń dotyczy tego, czy
The Tiny Bang Story w ogóle można nazwać przygodówką. Niby bowiem mamy do czynienia z klasycznym gromadzeniem przedmiotów w ekwipunku, w celu ich późniejszego użycia z innymi, niby musimy się zmierzyć z niejedną łamigłówką, niemniej jednak od tego rodzaju produkcji zwykło się wymagać jakiejś fabuły, chociażby zalążkowej, jak to było przy produkcjach w rodzaju
Mysta, niemniej jednak. Owszem, jak widzimy po uruchomieniu gry, mamy do czynienia z planetą w rodzaju tych właściwych dla
„Małego Księcia”, obok niej przelatuje piłka, która nagle eksploduje, a cały świat dosłownie rozsypuje się niczym puzzle, naszym zaś zadaniem jest niejako złożyć go z powrotem. I tyle, bez żadnych dodatków.
Nie uświadczymy też żadnych dialogów, bodaj cztery postacie, które spotkamy w czasie rozgrywki, uraczą nas wyłącznie komiksowymi „chmurkami” stanowiących o ich oczekiwania co do ich życzeń, w zamian za spełnienie których odwdzięczą się nam pomocą. Ba, nie ma jakiegokolwiek naszego alter ego, z którym, choćby z dużym dystansem moglibyśmy się identyfikować.
Tak naprawdę rozgrywka sprowadza się do przeszukiwania kolejnych, niezbyt licznych, ekranów pod kątem pożądanych przedmiotów oraz rozwiązywania po drodze różnego rodzaju łamigłówek i minigier logicznych, czasami także o charakterze zręcznościowym (acz niespecjalnie skomplikowanych, w przypadku których zresztą największą przeszkodą jest z reguły niewygodne sterowanie). Równie dobrze można by było więc niniejszą produkcję zakwalifikować jako sandbox tudzież grę logiczną.
Nie przypadkiem napisałem wyżej o przeszukiwaniu ekranów, odnalezienie niektórych przedmiotów wymaga niejednokrotnie solidnego wytężania wzroku. Co prawda graczowi nie grozi zawieszenie się, zawsze może bowiem skorzystać z podpowiedzi (która zresztą także wymaga każdorazowego odblokowania, wysiłek z tym związany jest jednak żaden), niemniej potrafi to być frustrujące. Irytacja zresztą narasta wraz z uświadomieniem sobie, iż konieczny jest backtracking, czyli wielokrotne przeszukiwanie wcześniejszych ekranów pod kątem skorzystania z odblokowanych tam nowości. Tak jest, odblokowanych, gdyż widnieją one tam od początku, gracz zaś szybko kojarzy, które z przedmiotów mogą być dlań potrzebne, by jednak je wziąć do ekwipunku, trzeba najpierw niejako „odkryć” potrzebę tej czynności.
Grę ratuje jej, jak wspomniałem wyżej, niezwykle sympatyczna oprawa audiowizualna. Całość jest utrzymana w cukierkowej wręcz grafice, a zszargane poszukiwaniami nerwy koi każdorazowo spokojna i delikatna muzyka.
The Tiny Bang Story to gra na góra trzy godziny, uwzględniając liczne utknięcia. Czasami potrafi ona rozbawić, dostarczyć użytkownikowi nie tylko przyjemności, ale i satysfakcji, nie rzadziej jednak skłoni ona gracza ku przekleństwu. Jest to niewątpliwie ciekawa pozycja, technicznie dobrze wykonana, momentami jednak dają o sobie znać pewne konceptualne nieporozumienia.
Metryczka
Grafika |
80% |
Muzyka |
85% |
Grywalność |
60% |
|
|
Ocena końcowa |
65% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Pentium IV 1.5 GHz, 512 MB RAM ( 2 GB RAM - Vista/7), karta grafiki 256 MB (GeForce 7600 lub lepszy), 180 MB HDD, Windows XP/Vista/7.
|
|
Autor: Klemens
|
|
|