Wychowałem się na opowieściach o Małpiej Wyspie. Mój pierwszy kontakt z fikuśnie nazywającym się Guybrushem Threepwoodem był poprzedzony wieloma, wieloma przyjaźniami z innymi przygodówkami, lecz historia sympatycznego blondyna, który bardzo pragnął stać się potężnym piratem, była mi znana przed pierwszym „odpaleniem” gry-jako-takiej, zaś konfrontacja wyobrażenia z rzeczywistością nie okazała się w najmniejszym stopniu rozczarowującą. Fakt, że Ron Gilbert oraz Dave Grossman nie mieli (niemal) niczego wspólnego z szeregiem pozycji odwołujących się w swych tytułach do Małpiej Wyspy nigdy nie był również dla mnie kryterium ich dyskwalifikacji, zwłaszcza w sytuacji, gdy były one dobrymi, czasami zaś po prostu fantastycznymi grami. Ale nie da się ukryć, iż byłem więcej niż ciekaw sposobu, w jaki na nowo będą oni snuli swą opowieść, jeśli tylko im na to pozwolić. Pora wracać!
Ostatnimi czasy „resetowanie” różnorakich cykli, wyrzucanie poza tzw. kanon szeregu odsłon stało się wręcz modne. Nie ukrywam, że wobec tego zabiegu żywię dość ambiwalentne uczucia, z jednej strony sam uważam chociażby takiego
Terminatora III za niepotrzebnego, kolejne zaś części tej serii za zwyczajne szarganie świętości, z drugiej jednak razi mnie łatwość z jaką współcześni producenci (czyt. kierownicy działów buchalteryjnych) depczą po wspomnieniach fanów owych odsłon, nieraz budujących w swoich głowach całe światy odwołujące się do motywów podlegających teraz unieważnieniu (sądzę, że wielu starszych miłośników
Gwiezdnych Wojen czy
Star Treka doskonale zrozumie, co mam na myśli). Nowi-starzy reżyserzy przygód Guybrusha zdecydowali się tu więc na rozwiązanie mające tyleż nasycić wilka, co i uchować owcę, które może nie jest specjalnie oryginalne (podobny zabieg zastosowana niedawno przy okazji
nowych przygód niejakiego Larry’ego Laffera), ale strawne tak dla starszych (choćby stażem), jak i młodszych graczy.
|
Niby starzy znajomi, ale i oni nie zostali obojętni wobec kaprysów upływu czasu
|
Return to Monkey Island to w znacznej mierze hołd dla przeszłości – wciąż mamy do czynienia z planszami mieniącymi się bogactwem kolorów, nieraz kompletnie absurdalnym, lecz również wcale inteligentnym poczuciem humoru, natkniemy się również na nawet nie dziesiątki, co wręcz setki nawiązań do przeszłości (ot, chociażby poprzez zbieractwo kart sprawdzających naszą znajomość serii), w końcu zaś mechanik zaimplementowanych dekady wcześniej (jak chociażby zagadki z labiryntami). Co więcej, nieraz odwiedzimy lokacje znane już wcześniej, jak też spotkamy starych znajomych.
Autorzy gry nie próbowali jednak ponownie wchodzić do tej samej rzeki, świat zamieszkiwany przez Guybrusha – i on sam – doznał bowiem sporych zmian. Czasami mieszczą się one w humorystycznej konwencji cyklu – np. piraccy przywódcy doświadczający odesłania na zieloną trawkę i konieczności uruchomienia własnego biznesu – czasami jednak będą one rozczarowujące dla graczy, jak np. w sposobie potraktowania wszak legendarnych dla serii pojedynków na obelgi.
Cala gra cechuje się zresztą dość słodko-gorzkim posmakiem. W pewnym momencie autorzy wprost komunikują graczom, iż nie są tymi samymi ludźmi, którymi byli przed ćwierćwieczem, a w konsekwencji również świat Małpiej Wyspy musiał ulec zmianie. Łatwo jednak o wrażenie, że jest to jednak tylko część prawdy, z jednej strony marzyli oni o możliwości realizacji dawnych planów, z drugiej jednak tyleż zatracili gdzieś po drodze pełne do nich przekonanie, a zarazem poczuli się zmuszeni udawać kogoś, kim już nie są. Sądzę, że wielu graczy raczej utożsami się z guybrushową pociechą wyrażającą swój sprzeciw wobec istoty Sekretu Małpiej Wyspy… podczas gdy inni rozpoznają siebie raczej w zadumanym Threepwoodzie seniorze samotnie rozmyślającego na parkowej ławce.
„Nowostarość” gry przejawia się również w jej oprawie, dalekiej tyleż od pixelartowego oryginału, kreskówkowego anturażu właściwego dla
The Curse of Monkey Island czy pseudotrójwymiaru właściwego dla ostatnich adaptacji. I choć „artyzm” tych rozwiązań wywołał utyskiwania graczy przed premierą tej produkcji, to stwierdzić należy, że były one zupełnie chybione, całość bowiem cieszy narządy zmysłów i bez problemu pozwala się odnaleźć.
|
Decyzja jest skrajnie oczywista
|
Return to Monkey Island to pozycja przesycona tyleż talentem, co i melancholią. Łatwo o ambiwalencję przy obcowaniu z tym tytułem – jest to godna gra przygodowa, bardziej jednak wpatrzona w przeszłość niźli ukierunkowana ku przyszłości.
Metryczka
Grafika |
85% |
Muzyka |
75% |
Grywalność |
80% |
|
|
Ocena końcowa |
80% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Intel Core i3-3240 3.4 GHz / AMD FX-4300 3.8 GHz, 8 GB RAM, karta grafiki 2 GB GeForce GT 640 / 1 GB Radeon HD 7750 lub lepsza, 4 GB HDD, Windows 10 64-bit
|
|
Autor: Klemens
|
|
|