Cyfrowa dystrybucja do dnia dzisiejszego wzbudza niemałe emocje, a i poważna refleksja czasami prowadzi do niewesołych konstatacji. Sam przez długi okres trwałem w okopach św. Trójcy i klasycznych nośników fizycznych, powoli jednak zaciera mi się w pamięci chwila, kiedy ostatni raz takowy nabyłem. Nie jest jednak tak, że Steam i pokrewne mu sklepy-portale odmieniły rynek tylko na gorsze. Dość bowiem wskazać, iż znacznie łatwiej współcześnie nabyć gry, które z takich czy innych względów jeszcze niedawno uchodziłyby za niszowe, choćby z uwagi na takie czy inne uwarunkowania terytorialne. Ot, tytułem przykładu jeszcze niedawno od polskiego gracza ekscytującego się futbolem amerykańskim niemało wysiłku wymagałoby zaopatrzenie się w odsłonę serii Madden NFL, mimo że za Oceanem zwykła ona bić sprzedażowe rekordy. W konsekwencji zachodnie społeczeństwa mają obecnie możliwość zapoznania się z kolejnymi pozycjami rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni, w tym serią NieR.
Dla percepcji tej ostatniej przez gracza rodem z Europy czy Ameryki Północnej niewątpliwie kluczowy był sukces
Automaty, która „zwyczajowo” dla tworów z Nipponu podzieliła osoby niebędące poddanymi cesarza – jedni, jak chociażby niżej podpisany, skłonni byli do piania peanów, inni zaś ze zdziwioną obojętnością, jeśli wręcz nie pełną poczucia wyższości wzgardą ostentacyjnie wzruszyli ramionami. Skoro jednak opowieść o losach 2B (et consortes) sprzedała się tak dobrze, to oczywistym jest, że musiała się ona doczekać kontynuacji… lub chociażby odświeżenia poprzedniczki na fali aktualnej mody na wszelakiej maści remake’i i remastery.
|
Chciałbym stwierdzić, iż żadna owca nie poniosła krzywdy, lecz tego rodzaju słów nie wypowiedziałby na poważnie żaden prawnik
|
NieR Replicant ver.1.22474487139… jest właśnie odświeżoną wersją
Nier Replicant (które z kolei miało swoją dodatkową „wariację” w postaci
NieR Gestalt), czyli gry poprzedzającej
Automatę, dość luźno, lecz jednak powiązaną z nią fabularnie. Kilka słów zresztą o wprawiającym w konfuzję liczbowym członie tytułu – otóż bynajmniej nie jest on przypadkowy, lecz jest to nic innego, jak pierwiastek kwadratowy z liczby 1,5, co w istocie dobrze oddaje sens danej produkcji.
Wcielamy się w nastolatka (którego możemy nazwać wedle własnego uznania) wiodącego egzystencję w świecie przywodzącym na myśl typowo średniowieczne lokacje eksplorowane w niezliczonej ilości innych cRPGów, jednakże od samego początku wiemy, iż w istocie jest to ta sama Ziemia, którą znamy i my, tyle że za kilka tysięcy lat. Owszem, nasz glob za raptem kilka dekad ma czekać katastrofalna zapaść, cofająca ludzką cywilizację o całe stulecia, choć pozostawiając relikty zaawansowanych technologii. Podobnie więc jak w
Automacie będziemy mieli do czynienia chociażby z walkami prowadzonymi z wykorzystaniem broni białej w cieniu filarów stalowych mostów.
|
Nasz główny bohater niewątpliwie urodził się wczoraj
|
Akcja początkowo rozwija się niespiesznie, choć niestety omawiana produkcja dość szybko odsłania jeden ze swych większych felerów, a mianowicie mocno ograniczoną liczbę lokacji, które dane nam będzie eksplorować. W konsekwencji chcąc nie chcąc posuwamy fabułę naprzód, gdyż niewiele innego nam pozostaje. Owszem, raczeni jesteśmy kilkudziesięcioma zadaniami pobocznymi, jednakże zdecydowana większość z nich sprowadza się do schematu „przynieś-zanieś-pozamiataj”, w istocie szybko nużąc.
Co gorsza, często nie sposób nie odnieść wrażenia, że deweloperom zabrakło pomysłów na sensowne zagospodarowanie czasu gracza, w konsekwencji czego zdecydowali się oni na najprostszy grind – co chwilę biegamy w te i we wte, ubijamy kolejne cienie czy wilki, czasami zaś w ramach odskoczni potraktujemy ostrzem jakąś owcę czy innego kozła. Nuuudyyy…
|
Takie są skutki przyjmowania zbyt małej ilości elektrolitów
|
…co nie zmienia faktu, iż i tak nieraz trudno od tej pozycji oderwać się na wiele godzin. Wątek główny jest bowiem napisany przemyślnie, fascynujący są również nasi towarzysze, z których każdy stanowi unikat sam w sobie. Weźmy chociaż taką Kainé – na pierwszy rzut oka jawi się ona jako typowa „maskotka” mająca ugłaskać marketingowców wołających „sex sells!”, oczywiście z poprawką na dziwactwa w ubiorze (a właściwie takowego braku) właściwą dla przedstawicieli narodu, który całkiem serio potrafi licytować się o używaną (!) damską bieliznę. Tymczasem okazuje się ona (niezależnie od swych cielesnych walorów) postacią napisaną „z pazurem”, rozkosznie wulgarną w wypowiedziach i zachowaniu. Aż szkoda, że możemy liczyć tylko na trzech towarzyszy…
Ciekawie zaprojektowane są również poszczególne lokacje – twórcy ewidentnie wyszli z założenia o przewadze jakości nad ilością, więc choć przyjdzie nam odwiedzić stosunkowo skromną liczbę miejsc, zresztą nieprzystających do siebie geograficznie (co prawdopodobnie dotyczy większości gier wszystkich czasów), to każde z nich zapada w pamięć.
|
Prawie jak pierwszy Fallout
|
Znakiem rozpoznawczym serii pozostaje również jej powtarzające przechodzenie między dwoma i trzema wymiarami. Jest to nie tylko ciekawie pomyślane, lecz również i koresponduje z tym staranne wykonanie, zapewniające płynność i naturalność tego przecież wcale niestandardowego rozwiązania.
Mimo wszystkich wysiłków autorów grafika jednak nieco trąci myszką, zwłaszcza w zakresie teł i dość daleko posuniętej sterylności. Widać postęp wobec pierwowzoru, animacja postaci jest właściwie bez zarzutu, autorzy bynajmniej nie poszli po linii najmniejszego oporu, jednakże widać, że nie chcieli oni zbyt „inwazyjnie” ingerować w oryginał.
|
Coraz dziwniejsze te transformersy...
|
Pamiętać również należy, iż remaster wciąż pozostaje produktem o konsolowym jądrze, tak w zakresie rozgrywki ukierunkowanej na pada, jak i szeregu elementów mechaniki, by wskazać chociażby na brak możliwości swobodnego zapisu stanu gry czy wstrzymania cutscenek. Fakt, iż wcale tak być nie musiało, doskonale dowodzą stosowne porty serii
Yakuza.
Niewątpliwie dużym atutem gry jest jej oprawa muzyczna. Liczba utworów jest skromniejsza niż miało to miejsce w przypadku
Automaty, co najmniej jednak dwa z nich na dłużej zapadają w pamięć. Doskonale również sprawdza się jeden z motywów „śpiewanych”, stwarzając nieco surrealistyczne, ale o dziwo bardzo strawne wrażenie podczas walk.
|
Samo porównanie rozmiarów rozwiewa wątpliwości - boss nie ma szans!
|
NieR Replicant ver.1.22474487139… to gra, która nie przekona osób, które zachowywały sceptycyzm wobec
Automaty, jak też rozczaruje również niektórych fanów tej ostatniej. W konsekwencji jej premierowa cena właściwa dla najnowszych produkcji AAA wydaje się wygórowana. Nie zmienia to faktu, że całość daleka jest od gamingowego fast foodu, przeciwnie, jest całkiem smacznym „daniem”.
Metryczka
Grafika |
75% |
Muzyka |
85% |
Grywalność |
80% |
|
|
Ocena końcowa |
80% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Intel Core i5-6400 2.7 GHz / AMD Ryzen 3 1300X 3.5 GHz 16 GB RAM karta grafiki 6 GB GeForce GTX 1660 / 8 GB Radeon RX Vega 56 lub lepsza 26 GB HDD Windows 10 64-bit
|
|
Autor: Klemens
|
|
|