Po drugie – questy. Wiele z nich to jedna wielka sztampa – klasyczne „znajdź i zabij”, uzupełniane czasem przez „przynieś”. Z pozostałych zadań wyróżniają się z początku bawiące, potem nużące, a w końcu wnerwiające. Przykład: mama chce zawołać swoje pociechy na obiad, są jednak tak rozbiegane po okolicy, że niezbyt dobrze jej to idzie. Prosi cię o pomoc. Po zaakceptowaniu zadania rozpoczyna się gonitwa za bachorami (na pierwszym poziomie jest ich 6, strawiłem na nich 20 minut i zawsze jednego mi brakowało). Gdy jakiegoś dzieciaka złapiesz i chcesz oddać w matczyne ręce... guzik! Musisz przyprowadzić wszystkich naraz albo z wypłaty nici. Co w tym trudnego? Każdy bachor idzie za tobą grzecznie przez kilkanaście sekund i... zaczyna znowu zwiewać. Zadanie zakończyło się dla mnie powodzeniem i lekkim bólem w lewej ręce (od stukania pięścią ze złości w biurko). Podobnych questów jest dużo – np. gonienie złodziejaszków, czy roznoszenie zaproszeń dla straży, zanim to zrobią konkurenci. Każde z zadań ma jednak swojego prawie identycznego sobowtóra, co wyzwala jedno – N U D Ę !!!
|
...i tylko czasem poleci kilka głów
|
Co jest oprócz grafiki i runów dobre w Dawn of Magic? Ciekawy pomysł na zmianę wyglądu wraz z doborem czarów. Na czwartym poziomie moja - początkowo powabna - Cyganka miała już zamiast nóg pajęcze odnóża, cztery ręce (niestety, tylko w dwóch dało się trzymać przedmioty), ogon i rogi – plus! Na pochwałę zasługują też ekrany ładowania, na których ujrzymy szkice i spływającą po pergaminie krew... Polskie tłumaczenie też jest całkiem, całkiem – nie zauważyłem porażających błędów, a niektóre teksty starały się być dowcipniejsze od tych w wersji angielskiej. Oprócz runów, zwiększających możliwości ekwipunku i ściśle do konkretnych przedmiotów „przywiązanych”, mamy też tatuaże, które możemy nanieść na swoje ciało, gdy wykonamy coś wielkiego. Tatuaże są nieusuwalne i można ich nanieść tylko osiem, więc jeśli na początku gry się wytatuujemy, potem możemy o nich zapomnieć.
W reszcie elementów DoM jest już tylko przeciętny i nie ma szans pokonać klasycznych produkcji tego gatunku. Posiada kilka ciekawych pomysłów, ale stówkę, którą życzy sobie Cenega za tę grę lepiej zachować np. na nadchodzącego Wiedźmina, gdyż większości ciekawych elementów, które oferuje, nie doświadczy zbyt wielu graczy – skończą zabawę, zanim gra ukaże swoje nieliczne atuty. Zamiast siedzieć przed kompem i grać w Dawn of Magic, lepiej się przebierz i idź na basen, bo gorąco jak w piekle!
Metryczka
Grafika |
90% |
Muzyka |
70% |
Grywalność |
60% |
|
|
Ocena końcowa |
60% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Procesor 1,6 GHz, 512 MB RAM, karta graf. 64 MB, Windows 2000/XP
|
Michał "kremuwa" Urbanek (mm_urbanek[at]o2.pl)