Następczyni Enrissy, namiestniczka Salome Jasna jest marionetką w rękach magów. Wielka Rada wykorzystuje jej słabość, sprawując faktyczne rządy w Imperium Anryjskim. Tymczasem kraj dotykają nieszczęścia. Słabość nowej namiestniczki wykorzystują także wielbione przez nią elfy. Stają się brutalne i butne, wdają się w spory z ludźmi. Nienawiść między nimi a innymi mieszkańcami Imperium rośnie. W miastach płoną stosy. Zaraza zbiera krwawe żniwo. Imperium potrzebuje rządów silnej ręki. Nadzieją dla udręczonej krainy jest powrót króla, o którym mówi proroctwo.
Obojętność jest gorsza od nienawiści – a przynudzanie jest nie tyle grzechem śmiertelnym pisarza, co wręcz przewinieniem wołającym o pomstę do nieba.
Wiera Szkolnikowa przy okazji
pierwszej księgi cyklu „namiestniczego” próbowała skopiować – zanadto niewolniczo i ogólnie niezbyt udanie – styl i kilka rozwiązań fabularnych pochodzących od
George’a R.R. Martina, co przywiodło ją do fiaska dość miałkiego zakończenia, ani oburzającego czytelnika, ani wprawiający go w radosny nastrój właściwy dla klasycznych happy-endów. Czego właściwie można było się spodziewać po kontynuacji?
O dziwo rosyjska autorka zdobyła się jednak na wysiłek nieco bardziej kreatywnego podejścia do swych postaci i ich losów. Dość powiedzieć, że zdobyła się ona na „puszczenie oka” do czytelnika, a to poprzez uczynienie z następczyni „przeidealnej” Enrissy, świetnie zresztą zapowiadającej się w pierwszej odsłonie cyklu, to jest Salome Jasnej władczyni bardzo przeciętnej, nie radzącej sobie z powierzoną jej rolą i pogrążającą się w świecie ułud wyniesionym z dzieciństwa, wtedy czarującym, teraz wszakże kompletnie oderwanym od rzeczywistości.
Ale właśnie, właśnie – powinienem już na samym początku zaznaczyć, że akcja recenzowanej książki rozgrywa się około dwadzieścia lat po wydarzeniach opisanych w księdze pierwszej, co z natury rzeczy zmusza czytelnika do pewnych przewartościowań. Bohaterowie dotychczas młodzi muszą się zmagać z rolą rodziców i władców swych domen, starsze zaś odchodzą w przeszłość.
Wiera Szkolnikowa polubiła zresztą zabawę swymi postaciami – nieśmiertelni mędrcy okazują się małostkowymi istotami jak najbardziej podatnymi na obrażenia wywołane przez ogień czy choćby i widły, wszystkowiedzącym ambicjuszom przychodzi zaś bardzo drogo zapłacić za zupełnie podstawowe błędy. A i elfom daleko do ich pobratymców rodem z kart Tolkienowskiej prozy…
Pewien rozwój warsztatowy Rosjanki oraz jej twórcze dojrzewanie, jakkolwiek dostrzegalne, nie są aż tak monumentalne, by czytelnik nagle odkrył, iż ma do czynienia z najwybitniejszą pozycją literatury fantastycznej początku trzeciego tysiąclecia. Wciąż zbyt dużo jest klisz, fabuła choć już nie aż tak jak poprzednio, niemniej wciąż jest przewidywalna, życie wewnętrzne postaci zaś bardziej rozbudowane, ale bynajmniej jeszcze nie skomplikowane.
„Namiestniczka. Księga II” stanowi nie aż tak częsty przykład sytuacji, gdy kontynuacja okazuje się lepsza od pierwszej części. Co więcej, byłbym nieuczciwy, gdybym stwierdził, iż jest to wynikiem wyłącznie skrajnie mizernego poziomu pierwowzoru, postęp jest jednak widoczny. Niemniej jednak wciąż jest to li tylko substytut Prawdziwej Literatury.
|
Autor: Klemens
|
|
|