Zadra rozpaczliwie chce pomścić śmierć ojca. Celem jej życia jest walka. Zostaje uwikłana w intrygi Ojca Yarviego, przebiegłego ministra Gettlandu, który pozyskuje sojuszników w walce z Najwyższym Królem. I nie cofnie się przed niczym. Towarzyszy im Brand, młody wojownik, który nienawidzi zabijania.
Czy Zadra już do końca życia będzie pionkiem w rękach potężnych graczy, czy zdoła odnaleźć własną ścieżkę?
Motyw wędrówki jest jednym z najstarszych toposów sztuki – można się go doszukiwać na skałach jaskini w Lascaux, jest obecny w najstarszych księgach biblijnych czy eposach Homera. Nie stronią odeń również twórcy literatury fantastycznej, a do licznego ich grona zaliczyć należy również
Joego Abercrombiego.
Nie jest to zresztą jego pierwszy raz, by przywołać chociażby
„Ostrze”. Tamta książka różniła się jednak od
„Połowy świata” jedną fundamentalną kwestią, a mianowicie stanowiła swoiste „wprowadzenie” do uniwersum, tymczasem teraz mamy do czynienia ze „środkową” częścią trylogii, jej bohaterowie i zasadnicze wątki znane są już z kart
wcześniejszej powieści.
Nie do końca wszakże, albowiem tym razem fabuła koncentruje się wokół niejakiej Zadry oraz Branda, czyli nowych postaci, które jednak miast zbliżać się do siebie przez większość książki co i rusz wchodzą ze sobą w takie czy inne interakcje. Nie da się jednak ukryć, iż co bardziej doświadczeni czytelnicy to wszystko widzieli już wcześniej, a najbardziej dla nich zaskakujące będzie sięgnięcie przez autora po „boską machinę”, co w przypadku angielskiego literata jest szczególnie rozczarowujące.
Nie oznacza to, iż książce można odmówić wartkości bądź spójności, choć kosztem literackich wyżyn. Nieodmiennie wszakże zachwyca talent autora konstrukcji świata, postaci i kultur jako żywo kojarzących się z epoką postrzymskiej Brytanii czy prechrześcijańskiej Skandynawii.
„Pół świata” nie jest ucztą dla koneserów, lecz jest to danie literacko całkiem „kaloryczne”, a zarazem ze wszech miar „strawne” i mimo uproszczeń satysfakcjonujące. Trochę przywodzi na myśl prozę
George’a R.R. Martina, lecz bez właściwej dla Amerykanina zabawy emocjami i frustracjami czytelnika.
|
Autor: Klemens
|
|
|