Logena Dziewięciopalcego, cieszącego się złą sławą barbarzyńcę, opuszcza w końcu szczęście. Czeka go los martwego barbarzyńcy, który pozostawi po sobie tylko pieśni i równie martwych przyjaciół. Jezal dan Luthar, uosobienie egoizmu, żywi jedno pragnienie: odnieść zwycięstwo w kręgu szermierczym. Lecz zbliża się wojna, a na polach bitewnych lodowatej Północy walczy się według brutalniejszych zasad niż w turnieju. Inkwizytor Glokta, kaleka, który stał się oprawcą, nie ucieszyłby się z niczego bardziej niż z widoku Jezala powracającego do domu w trumnie. Z drugiej strony człowiek ten nienawidzi każdego. Konieczność tępienia zdrady w sercu Unii, przesłuchanie za przesłuchaniem, nie zyskuje mu przyjaciół, a kolejne zwłoki pozostawiają za sobą ślad, który może doprowadzić do samego skorumpowanego serca rządu - jeśli Glokta utrzyma się dostatecznie długo przy życiu, by owym tropem podążyć...
Kto jak kto, ale inkwizycja do dnia dzisiejszego nie ma specjalnie dobrej opinii, na co zresztą sobie nie bez trudu zapracowała. Również łupieżczy berserkowie w rodzaju wikińskich najeźdźców mimo wszystko zwykli wzbudzać niespecjalnie pozytywne uczucia. A chyba już nikogo tak nie zwykło się nie znosić, co pełnych arogancji przedstawicieli tzw. złotej (czy bananowej) młodzieży, przekonanej, iż z samego faktu stosownego urodzenia świat winien kłaniać się jej w pas. W konsekwencji trudno się dziwić, że to właśnie do toposów tych postaci postanowił odwołać się
Joe Abercrombie – czyniąc jednak z nich właściwie bohaterów.
Już na wstępie należy oddać autorowi, iż zgodnie z popularnymi ostatnimi czasy wzorami (nade wszystko właściwymi dla pewnego mieszkańca Santa Fe) w istocie czytelnik zostanie skonfrontowany z losami znacznie większej liczby osób, obserwując świat ich oczami i zgłębiając ich motywacje. Osoby te bynajmniej nie skłaniają się ku przyjacielskim relacjom ze sobą, wchodząc w takie czy inne interakcje.
W przypadku
„Ostrza” brakuje jednak prawdziwego psychologicznego zgłębienia prawdopodobieństwa motywacji targających poszczególnymi postaciami, jak też wydarzeń, których mniej czy bardziej mimowolnymi bohaterami się one staną. Można odnieść wrażenie, iż autor bardzo się starał urozmaicić różnorodność prezentowanych osobowości, zapewne również w kolejnych tomach nieco uwiarygodni ich konstrukcję, tym niemniej w przypadku samej tej pozycji pozostawia czytelnika z pewnym zwątpieniem w logikę całości.
Podobnie rzecz się ma z konstrukcją uniwersum jako takiego. Czytelnik odnajduje w nim elementy znane sobie z historii powszechnej, acz przedefiniowane przez twórcę, który jednak na tyle spłyca szereg „marginaliów”, iż pozostawia czytelnika w zwątpieniu wobec ich istnienia. Nie tak łatwo jest stworzyć kompletny (wszech)świat…
Lektura
„Ostrza” mimo wszystko dostarcza jednak wiele przyjemności, czy nawet satysfakcji. Całość nie prezentuje się specjalnie zaskakująco czy nowatorsko, jawi się jednak jako mimo wszystko utwór znacznie bardziej zaawansowany niźli czysto merkantylny produkcyjniak. Od samego początku nie ma również wątpliwości, że sam w sobie nie stanowi choćby częściowo kompletnej historii, oby więc kontynuacja okazała się wartą poświęconego czasu.
|
Autor: Klemens
|
|
|