Jedną z najbardziej prestiżowych nagród polskiego fandomu zwykło się określać mianem „zajdli”, od nazwiska jednego z prekursorów gatunku nad Wisłą… którego jednak wielu polskich czytelników w istocie nie zna. Wielu współczesnych miłośników fantastyki czasy sprzed III RP utożsamia ze Stanisławem Lemem i Andrzejem Sapkowskim (bo wówczas opublikował on pierwsze opowiadanie o Geralcie z Rivii). Tymczasem rzecz jasna ówczesne grono twórców było znacznie większe, a niektórzy z nich tworzą jeszcze i dzisiaj, ciesząc się niemałą renomą. Jednym z nich jest Jacek Piekara. Jak zestarzała się jego proza z młodzieńczych lat?
Przedmiotowe opowiadania różnią się dość diametralnie, tak pod względem objętości, jak i tematyki. Jedne z nich są dość standardowe, nie wyróżniając się oryginalnością tak w epoce powstania, jak i po skonfrontowaniu z obecnymi trendami. Inne jednak można uznać za trudniejsze do choćby streszczenia.
Osoby zaznajomione z
„Imperium. Smokami Haldoru” szybko poczują się znajomo, stopniowo jednak ich czytelniczy komfort będzie ulegał erozji,
Piekarze trzeba bowiem oddać, że starał się eksplorować nowe ścieżki, choć czasami nietrudno o wrażenie, iż sam nie był on przekonany, dokąd go one zaprowadzą.
Powyższy zarzut jest tym poważniejszy zważywszy na fakt, że zdecydowana większość tekstów zgromadzonych w rzeczonym zbiorze w istocie jest dość przewidywalna. Oczywiście o tego rodzaju wizjonerstwo łatwiej po wielu, wielu latach przemierzania różnorodnych literackich światów, warto zaś pamiętać, że mamy do czynienia z pisarskimi wprawkami powstałymi w licealno-studenckim okresie życia autora.
Mile wspominam przygody z Arivaldem rodem z
„Księcia i Tchórza”, lubiłem teksty
Randalla publikowane w
„Gamblerze”, nigdy jednak nie potrafiłem dać się zachwycić jego prozie.
„Zaklęte miasto i inne opowiadania” nie doprowadziło do modyfikacji mych zapatrywań…
|
Autor: Klemens
|
|
|