Czwarty tom to opowieść o dziewczynie, która przed unicestwieniem Ziemi nie zdążyła nikomu powiedzieć, co cały czas szło nie tak jak trzeba, oraz jak w związku z tym uczynić ze świata dobre i szczęśliwe miejsce. Artur Dent powraca na Ziemię i (jak zwykle) wpada z deszczu pod rynnę. Nic dziwnego, skoro ląduje akurat tam, gdzie przebywa Bóg Deszczu. Czy miejsce, w którym się znalazł, to w ogóle Ziemia?
Przecież osiem lat temu została definitywnie zniszczona przez Vogonów. Dlaczego zniknęły delfiny? Czy to one pozostawiły pożegnalny napis „Cześć, i dzięki za ryby”? Na domiar wszystkiego nasz bohater nieoczekiwanie zakochuje się w pewnej bezgranicznie pięknej dziewczynie, która być może zna odpowiedź na wszystkie pytania. Niestety, gubi kartkę z numerem jej telefonu...
Świat uległ zniszczeniu, no może nie cały, ale dla istot zamieszkujących planetę Ziemia w sumie jest to równoznaczne… ale czy aby na pewno?
Douglas Adams ponownie postanowił potrząsnąć czytelnikiem, tyleż po hitchcockowsku, co w swym własnym stylu wywrócić na nice wszystkie jego dotychczasowe wyobrażenia. I tu się pojawia pytanie – gdzie tkwi haczyk? I pytanie nie mniej istotny – gdzie podziały się delfiny?
Czytelnik sięgający pamięcią
tomu otwierającego cykl być może nie zapomniał, że tajemnicze zniknięcie tych specyficznych morskich ssaków było sygnałem zbliżonym do obumierających kanarków w kopalnianych sztolniach czy równie śniętych ryb eksponujących swe brzuchy miłośnikom wpatrywania się w powierzchnie różnorakich akwenów i cieków wodnych, mimo więc poniekąd sielskiej atmosfery angielskiego pubu wypełnionego zamroczoną alkoholem gromadą mężczyzn nie sposób nie odczuć pewnego napięcia.
Autor wprowadził również do opowieści nową postać, gdyż uznał, iż tym, czego dotychczas w istocie brakowało w jego powieściach, jest seks. Nie pozostawia on zresztą pod tym względem żadnych pozorów, niemalże bowiem przy przedstawieniu danej osoby informuje on czytelnika o specyficznych okolicznościach przyrodniczych jej spłodzenia, tak by stosownie pobudzić wyobraźnię odbiorcy.
Podkreślić jednak należy, iż brytyjski pisarz bynajmniej nie zatracił swego mocno specyficznego i przyjemnego w odbiorze poczucia humoru. Wbrew pozorom recenzowana pozycja nie jest „pornografią z kosmitami”, przeciwnie,
Adams w iście angielskim stylu bawi się metaforami i słynnymi dla nacji Wysp niedomówieniami, całość czyniąc wcale wdzięczną, wręcz elegancką.
„Część, i dzięki za ryby” to dość zaskakujący powrót do uniwersum, przy okazji którego owego całego wszechświata czytelnik uświadczy w bardzo niewielkim stopniu. Zręczność pióra i znakomite poczucie humoru literata pozwala jednak nie dostrzec, iż całość fabularnie jest miałka w wysokim stopniu.
|
Autor: Klemens
|
|
|