Wyobraź sobie wszechświat jako las pełen nieznanych drapieżników. Żeby przetrwać, trzeba pozostać niezauważonym – każda cywilizacja, która się ujawni, zginie.
Ziemia właśnie się ujawniła. Drapieżcy nadciągają.
Mieszkańcy Ziemi nie mogą otrząsnąć się z szoku po odkryciu, że za czterysta lat czeka ich inwazja kosmitów. Ruch na rzecz Ziemskiej Trisolaris został pokonany, ale obcy dzięki sofonom mają dostęp do wszystkich gromadzonych przez ludzi informacji. Tylko to, co się dzieje w ludzkich umysłach, pozostaje przed nimi ukryte. Staje się to bodźcem dla stworzenia programu Wpatrujących się w Ścianę, opracowania tajnych strategii, niemożliwych do rozszyfrowania zarówno dla Trisolarian, jak i dla Ziemian.
„Problem trzech ciał” był niewątpliwie ożywczą pozycją, spektakularnie łącząc prostotę prezentacji osiągnięć współczesnej nauki i rozpościerających się przed nią perspektyw z wizjonerstwem autora, przyprawiając całość odrobiną azjatyckiej egzotyki. W przypadku kontynuacji autor stanął jednak przed niemal niemożliwym zadaniem – próbą wzniesienia się na wyższy poziom, w sytuacji gdy efektowne zakończenie miało stanowić punkt wyjścia dla kolejnej opowieści.
Chiński pisarz słusznie zdecydował się na porzuceniu dotychczasowych osób dramatu, decydując się wprząc do osnowy historii zupełnie nowe postacie. Jeden istotny wyjątek – który większość czytelników przyjmie z aprobatą – został uczyniony dla Shi Qianga, czyli orientalnej wariacji Sherlocka Holmesa i Brudnego Harry’ego w jednym.
Co istotne, tym razem akcja powieści nie rozgrywa się ani w przeszłości, ani znanej nam jeszcze niedawno teraźniejszości, lecz przyszłości, mniej czy bardziej odległej. Niektóre rozwiązania fabularne współcześnie – raptem dziesięć lat po powstaniu książki – mogą bawić swą dezaktualizacją, by zestawić następcę Hugo Chaveza w osobie Rey’a Diaza z rzeczywistym prezydentem Wenezueli Nicolasem Maduro i jego faktycznymi „osiągnięciami”.
Nie wiem na ile jest to uświadamiany przez pisarza efekt, lecz niejednokrotnie podczas lektury w różnych drobnych szczegółach daje o sobie znać jego pochodzenie oraz będący „produktem” czasu i przestrzeni światopogląd. Sygnały te są subtelne, niepozbawione wiralowej specyfiki, warto więc wzmóc czujność.
Niestety
„Ciemny las” jest książką nierówną, przeplatającą fragmenty lepsze ze słabszymi, czasami wręcz pretensjonalnymi. Co gorsza, nie sposób nie odnieść wrażenia, że te drugie są liczniejsze. Nie badałem proporcji „mędrca szkiełkiem i okiem”, lecz nawet jeśli rzeczywisty stosunek nie jest równie krytyczny, znajduje potwierdzenie powiedzenie o łyżce dziegciu w beczce miodu (jakkolwiek przyrównanie niniejszej pozycji do tejże byłoby kontrowersyjne).
„Ciemny las” dołącza do ogromnej rzeszy książek, które jako kontynuacje nie sprostały klasie – i rozbudzonym w jej wyniku oczekiwaniom – pierwowzoru. Nie jest to utwór słaby, lecz wyraźnie widać, iż dla autora pewnym wzorem była
„Fundacja” Isaaca Asimova. Różnica jednak polega na tym, iż w przypadku tejże pisarz rodem z amerykańskiego tygla narodów zaczął się rozkręcać wraz z kolejnymi tomami cyklu.
|
Autor: Klemens
|
|
|