Głęboko w skrzydle badawczym Muzeum Historii Naturalnej znajduje się bezcenny eksponat, jeden z tych, które trafiają się badaczom rzadziej niż raz na pokolenie - idealnie zachowana kałamarnica olbrzymia. Co może oznaczać nagłe, tajemnicze zniknięcie tego okazu? Dla kustosza muzeum, Billy'ego Harrowa, to jedynie początek drogi wiodącej w sam środek podziemnego Londynu, pełnego walczących ze sobą kultów, surrealistycznej magii, apostatów i zawodowych zabójców. Możliwe, że istota, którą zakonserwował w formalinie, jest nie tylko biologiczną ciekawostką - niektórzy uważają, że to sam Bóg. Bóg, którego wyznawcy modlą się o koniec świata...
Trafna okazała się moja intuicja, którą sformułowałem przy okazji recenzowania
„Miasta i Miasta”, iż angielski pisarz
China Miéville jest zaprzysięgłym mieszczuchem, wielbiącym betonową dżunglę podróżnikiem, zaglądającym w jej najmroczniejsze i najmniej spenetrowane zakątki, z radością, acz nie bez przekąsu odsłaniającym przed dotychczasowymi specjalistami ogrom ich ignorancji. Nie jest on bynajmniej reprezentantem cyberpunku, jego najnowsze powieści są zaś zanadto osadzone we współczesności, by próbować go zaszufladkować w steampunku – o co podejrzewałem go po cyklu o Nowym Crobuzon – lecz wytycza zupełnie własny szlak. Urbanpunk?
Co jak co, ale oryginalności
Miéville’owi odmówić nie sposób – jego koncepty na same zawiązanie fabuły są nietypowe, a zarazem niepretensjonalne, ot, wystarczy jedno słowo na zakończenie pierwszego, zdawałoby się zupełnie sztampowego rozdziału. Raz przyspieszenie, raz spowolnienie, akcja potrafi szaleńczo przyspieszyć, by po chwili zwolnić aż do granicy znudzenia – okres takowej amplitudy jest wszakże wręcz stały, i to do ostatnich kart powieści.
„Kraken” potrafi jednak być lekturą męczącą, a to właśnie ze względu na bogactwo pomysłów autora, czasami przytłaczające obfitością. Takie choćby konstruowanie kolejnych i kolejnych kultów – czytelnik raz to łapie się za głowę, raz zaś wybucha śmiechem nad niedorzecznością wierzeń niektórych doktryn. W pewnym momencie wszakże przepona może zacząć strajkować i zacząć domagać się czegoś bardziej przygnębiającego, czego jednak nie uświadczy. Mroczny świat książki bowiem wyraźnie podąża ku grotesce, nie zaś horrorowi czy książce psychologicznej.
Dobrym panaceum na ową bolączkę przesytu może być lektura przedmiotowej pozycji w podróży/do poduszki/w poczekalni, albowiem do takowej nadaje się ona znakomicie – w której to tezie nie ma ani odrobiny ironii. Poszczególne rozdziały są niedługie, prawie żaden nie liczył sobie dziesięciu bądź więcej stron, a że czcionka jest przyjazna dla wzroku, to naprawdę trudno o wytrącenie z rytmu.
Autorowi przydarzyły się małe wpadki warsztatowe i nielogiczności, by wskazać chociażby na fragment, w którym Billy Harrow, który kilka dni wcześniej nie miał jeszcze pojęcia o istnieniu kultowego podziemia Londynu, wygłasza wręcz miniwykład poświęcony wpływowi
„Star Treka” na tę subkulturę, niemniej jednak mniej uważny czytelnik nawet ich nie spostrzeże, bardziej dociekliwemu dostarczy zaś satysfakcji z własnej spostrzegawczości.
Czasami podczas lektury
„Krakena” zastanawiałem się, czy nie jest to aby zakamuflowany „Dawkins dla początkujących”, a co uwiarygodniał fakt dość mocno lewicowych poglądów angielskiego pisarza, niemniej ostatecznie dochodzę do przekonania, iż autor daleki był od zacietrzewionego wojującego ateizmu, a dostrzegł raczej całkiem ciekawą i niezbyt wyeksploatowaną niszę, którą postanowił bliżej zgłębić.
„Kraken” to lektura niewątpliwie cięższa od
„Miasta i Miasta” czy mej ulubionej
„Blizny”, niemniej jednak w żadnym razie nie jest daniem niesmacznym czy niestrawnym.
|
Autor: Klemens
|
|
|