Robin budzi się w szpitalu, stwierdzając, że stracił prawie wszystkie wspomnienia, a chwilę potem odkrywa także, że ktoś próbuje go zabić. Jest XXVII wiek, między gwiazdami podróżuje się bramkami teleportacyjnymi, a narzędziem wojen są sieciowe robaki, cenzurujące osobowości uchodźców i biorące na celownik historyków. Wojna domowa skończyła się, Robina zdemobilizowano, ktoś chce go jednak zlikwidować ze względu na coś, co wiedziała jego poprzednia osobowość. Uciekając przed bezlitosnym prześladowcą i szukając kryjówki, zgłasza się na ochotnika do niezwykłego eksperymentalnego ustroju – Szklanego Domu. Jest on symulacją kultury sprzed Akceleracji, uczestnicy eksperymentu dostają w nim nowe, anonimowe osobowości: wydaje się, że to idealny azyl dla uciekającego postczłowieka. W tym domu, z którego nie da się uciec, Robin przejdzie jeszcze bardziej diametralną zmianę, znalazłszy się na łasce i niełasce eksperymentatorów oraz własnej niezrównoważonej psychiki…
Po lekturze
„Accelerando” z dużą chęcią, ale też i pewnymi obawami sięgałem po
„Szklany dom” Charlesa Strossa. Przyczyną wspomnianych chęci była satysfakcja, jakiej mi dostarczyła lektura pierwszej książki brytyjskiego pisarza, z kolei powodem obaw był jej dość hermetyczny i wymagający język, stawiający czytelnika niejako pod ścianą wyboru: „ulegnij bądź porzuć”.
Pierwszy kontakt utwierdził mnie w jednym i drugim – prawie od pierwszego zdania autor wręcz epatuje stechnicyzowanym żargonem, przez którego przegryzienie się wymaga bądź sporej dozy samozaparcia, bądź pewnego oswojenia się z „twardą” literaturą science fiction, ale to naprawdę „twardą”, a najlepiej jednego i drugiego.
O dziwo jednak wspomniane zakłopotanie szybko ustąpiło miejsca zwykłemu zaintrygowaniu, fabuła bowiem porywa czytelnika niemalże równie natychmiastowo, prawie od razu nasze papierowe alter ego wdaje się bowiem w coraz to dziwniejsze – i bardziej frapujące – kabały, by nie wspomnieć o pojedynku na miecze, bynajmniej nie świetlne, w świecie drugiej połowy trzeciego tysiąclecia. Później zaś jest jeszcze ciekawiej, główny bohater…staje się bohaterką i ląduje w jak najbardziej nam znanych realiach XX wieku, niby podobnego, a jednak jakże innego.
Co jednak najbardziej niepokojące, ów świat, tylko w niewielkim stopniu już miniony, może się zdać bardziej swojski niźli sami chcielibyśmy to przyznać – bo czy może być przyjemne spostrzeżenie, iż codzienne nasze działania i usiłowania w dużej mierze mogą świadczyć o zwykłej bezrefleksyjności, „zombiakowości”, by pozostać przy autorskiej nomenklaturze?
Stross wzbudza wielki szacunek swoją umiejętnością konstruowania napięcia, ani przez moment bowiem akcja nie gna do przodu na ślepo, lecz szacownie rozwija tempo, chwilami dokona gwałtownej wolty, ani przez moment wszakże nie pozwalając czytelnikowi zagubić się w otaczającym go świecie, zaiste zgubienie wątku jest właściwie niemożliwe, chociaż ani razu czytelnik nie trafia na rafę „dłużyzny” czy „opisu przyrody wedle Kraszewskiego”.
„Szklany dom” stanowi równie ciekawe dzieło co
„Accelerando”, lecz tym bardziej godzien jest polecenia dla czytelnika, który miałby się zetknąć z twórczością
Strossa po raz pierwszy, a to ze względu na jego większą przystępność, właściwie mogąc stanowić wstęp do fantastyki spod znaku już niewątpliwie „hard”.
|
Autor: Klemens
|
|
|