Nie skarby, nie złoto, nie pieniądze są najważniejsze dla prawdziwego antykwariusza. Nieustannie powoduje nim poszukiwanie - poznanie tajemnicy, rozwiązanie zagadki, przywrócenie dobrego imienia...
Zimna głębia syberyjskiej Szantary – to tylko techniczna przeszkoda w wydobyciu zagarniętego przez bolszewików kupieckiego złota. Zadaniem o wiele trudniejszym będzie stawienie czoła mętnym wodom życia, intrygom i pułapkom zastawionym przez szantarską mafię...
Zwieńczenie antykwarskiej trylogii nie jest pozycją szczególnie obszerną – jej mniejsza objętość w porównaniu do
poprzedniczek jest okolicznością tyleż rzucającą się w oczy, co wzbudzającą wręcz podejrzenia. Zapewniam jednak, że nie ma co liczyć na „dogrywkę” w postaci kolejnego tomu.
Podejrzenia jednak nasilają się już po lekturze pierwszych kilkunastu stron, gdy miast zmierzać do domknięcia dotychczasowych wątków, autor napoczyna kolejne i kolejne. Można wręcz odnieść wrażenie, iż
Buszkow dla niektórych pomysłów nie znalazł miejsca w układance poprzednich tomów, zanadto jednak się do nich przywiązał, by je porzucić na pastwę szuflady i postępującego za nią zapomnienia.
W konsekwencji jednak
„Skarb antykwariusza” bardziej niźli powieścią jest zbiorem opowiadań czy wręcz anegdot. I jakkolwiek zwykłem sobie wysoce cenić artyzm sztuk małych, tak obcując z twórczością Rosjanina tęsknie wielokrotnie chciałem zakrzyknąć wzorem
Jacka Dukaja o więcej „cegłowości”.
Nieodmiennie Smolin jest postacią o tyleż ciętym języku, co ostrym umyśle, przy czym nie można się ani na chwili pozbyć wrażenia, że zastanawia się on nad jak najbardziej komicznym ujęciem danego problemu, nawet gdy mowa jest o morderstwie i zemście. Staje się on przez to nieco mniej wiarygodny, choć sympatyczniejszy.
A właśnie, przy wiarygodności pozostając – dobry pisarz powinien potrafić złoty środek pomiędzy intrygującym niepodobieństwem a nużącym prawdopodobieństwem. Niestety,
Aleksandr Buszkow (właśnie, właśnie – przy okazji trzeciego tomu wydawca zdecydował się jednak nie polonizować imienia pisarza i porzucił ostatnią samogłoskę „e”) miał z tym wyraźny problem – dość wspomnieć, że motyw przewijający się przez całą trologię został przez niego ztrywializowany, niemal zepchnięty nie na drugi, lecz wręcz trzeci plan.
„Skarb antykwariusza” jest przyjemną lekturą, lecz obiecywałem sobie po niej więcej – tyleż stron, co i porywającej treści. Nie oznacza to w żadnym razie, że jest książką słabą, acz niestety najsłabszą w całej trylogii.
|
Autor: Klemens
|
|
|