Tajemniczy i niebezpieczny świat handlu antykami, skarby ze scytyjskich kurhanów i zielone morze syberyjskiej tajgi, kryjące zbiorową mogiłę konwojentów transportu 60 kilogramów złota, które nigdy nie wsparło frontu wojny z Niemcami. Mroczne tajemnice starowierców i nabierający rumieńców romans antykwariusza z piękną dziennikarką...
Po dość zajmującym, lecz toczącym się sennie
„Antykwariuszu” przyszła pora na kontynuację w poszukiwaniu pancerki wypełnionej tajemniczym skarbem, najprawdopodobniej o złotym poblasku. Tytuł kolejnej powieści
Buszkowa zdaje się jednak niespecjalnie korespondować z tym tematem, co może rodzić pewne podejrzenia co do rozwoju akcji…
Cliffhanger poprzedniej powieści zostaje niemal z miejsca zbagatelizowany i ztrywializowany, całość dość delikatnie rozchodzi się po kościach, zaś główny bohater książki – Smolin (zwany także, jak się okazuje, Grinbergiem) – rusza na jeszcze głębszą – z nadwiślańskiej perspektywy – prowincję, więc nawet z rodzimym dla autora Krasnojarskiem (przechrzonym tutaj na Szantarsk) wiele nie poobcujemy.
Książka, podobnie zresztą jak jej poprzedniczka, ma konstrukcję szkatułkową – autor wzorem rosyjskich matrioszek co chwila rozpoczyna kolejną i kolejną historię, niejako odsuwającą poprzednią na dalsze tło. Nie każdemu jednak taka dygresyjna narracja musi przypaść do gustu.
Irytuje także główny bohater, który jest swego rodzaju supermanem – tyleż gibkim fizycznie, co będącym tytanem intelektu oraz makiawelicznych rozgrywek, co połączone z jego bogatym doświadczeniem życiowym (nie taki znowu epizod więzienny) sprawia, że czytelnik ani przez chwilę nie drży o jego los, lecz odczuwa pewnego rodzaju rozdrażnienie powstające podczas obcowania z ideałem.
Największym atutem recenzowanej powieści są dialogi, wręcz poprzetykane błyskotliwymi bonmotami i ripostami aż proszącymi się o zastosowanie w rzeczywistości. Co jednak istotne, one także odbierają książce pewnego rodzaju realizmu, czyniąc całość bardziej groteskową i kabaretową, choć nie bez zwiększenia płynącej z lektury przyjemności.
„Ostatnia Wielkanoc imperatora” jest pozycją o porównywalnym poziomie do
„Antykwariusza” – jej nieznacznie niższą ocenę uzasadniam skłonnością do usypiania czytelnika: nie jest ona pozycją nudną, lecz ani na chwilę nie potrafi na tyle mocno przykuć, by machnąć ręką na cały otaczający świat, a niespieszna akcja sprawia, że litery zaczynają się zlewać...
|
Autor: Klemens
|
|
|