Po dwóch latach od mojego pierwszego Pyrkonu udało mi się do niego powrócić w roku 2013. Były to trzy dni pełne atrakcji, ale niepozbawione również złych stron. Kolejny, ponoć największy Pyrkon (ponad 10 tyś ludzi!) odbył się 22-24 marca 2013 roku. Jakich atrakcji na nim zaznałem, przeczytajcie.
Piątek, 22 marca 2013
Na samym festiwalu pojawiłem się dopiero późnym wieczorem, jednak z różnych źródeł wiadomo mi, iż kolejki po akredytacje na wstęp do hal targowych MTP w Poznaniu ustawiały się już od ok. 8 rano i trwały niemal nieprzerwanie do późnego popołudnia. Jedyną moją atrakcją tego pięknego dnia, był występ grupy
Percival Schuttenbach, który zapewne wyszedłby bardziej przyzwoicie, gdyby nie tragiczne nagłośnienie czyniące z wokalu szum, a z partii instrumentalnych buczenie. Początkowo myślałem, że winą może być zła akustyka hali, która de facto na koncerty się nie nadaje. Jednak nawet stojąc niemalże w pierwszych rzędach ciężko było cokolwiek zrozumieć i wychwycić. Niestety nie doczekałem końca koncertu, zniesmaczony opuściłem teren festiwalu.
Sobota, 23 marca 2013
Z niemal samego rana pojawiłem się na salach MTP, gdzie wczorajsze popsucie humoru naprawiła mi miejscowa atmosfera. Grupki przebierańców, świrów mniej lub bardziej nakręconych na punkcie fantastyki, a także stoiska grup rekonstrukcyjnych spowodowały mimowolny grymas uśmiechu na moich ustach. Przebogate stoiska pełne gier, akcesoriów do fabularek, a także strojów i biżuterii utrzymanej w tematyce fantasy, steampunka i innych fantastycznych gatunków przyprawiało o ból głowy, niemniej całość prezentowała się naprawdę okazale. Jedynie ścisk spowodowany wąskimi przejściami dawał ostro we znaki. No i ceny również potrafiłyby zaboleć, gdyby jakaś zła siła nakazała wyciągnąć portfel.
Tego dnia posiadałem dwa naczelne cele: posłuchać co nieco o nowym komputerowym wiedźminie i zdobyć autograf
Jarosława Grzędowicza. Spotkanie autorskie z reprezentacją
CD Projekt Red niewiele mi dało, no chyba że chciałbym się dowiedzieć o sposobie rekrutacji firmy i wysłuchać przynajmniej kilkanaście odpowiedzi w stylu: „nie jesteśmy upoważnieni udzielać takich informacji”, czy „rozpatrujemy taką opcję”. Spotkanie zrobione na siłę, bez polotu, byle tylko się pokazać. No i znowu problemy z nagłośnieniem, to jakieś fatum?
Dobrze, że pan
Grzędowicz przybył na czas i dosyć sprawnie podpisywał książki. Poczułem się jednak jak żebrak z dworca, gdy zobaczyłem dziewczynę niosącą autorowi reklamówkę z czterema tomami
„Pana Lodowego Ogrodu” i dwa zbiory opowiadań. Na zdziwioną minę autora odparła, iż nie mogła się zdecydować, którą chce mieć podpisaną i wzięła wszystkie. Ze swoim jednym mizernym tomem wyglądałem niepozornie, jednak ulga w oczach pana
Jarosława i sygnaturka autorska zatarła to niemiłe doświadczenie.
Kolejnym punktem mojego programu była prelekcja dotycząca kryminalnych historii Poznania. Nie jestem rodowitym Poznaniakiem, jednak warto wiedzieć nieco więcej o swoim obecnym miejscu zamieszkania. Poznańscy mordercy, ogrom miejskiej prostytucji i mumia z Półwiejskiej mogłyby zamrozić krew w żyłach, gdyby nie swojski i gawędziarski styl wypowiedzi prowadzącego. W sposób dowcipny przekazał całkiem drastyczne informacje, przez co zamiast okrzyków przerażenia, w Sali dominował śmiech. Nie do śmiechu był jednak brak przewiewu w sali wykładowej, przez co zapachy niedbających o higienę konwentowiczów dawały się we znaki.
Wieczorem próbowałem się dowiedzieć jak zaprojektować dobrą grę. Na tej prelekcji niewiele się na ten temat dowiedziałem, niemniej miła atmosfera i pasja, z jaką prowadzący wykładał zagadnienie, mogłaby być wzorem dla wielu pracowników akademickich.
|
Hala wypełniona towarem wszelakim oraz tłumem, nie zawsze ładnie pachnącym...
|
Pomimo fatalnych doświadczeń z wczorajszym koncertem, postanowiłem udać się na sobotnie występy zespołów:
Deriglasoff Band i
Power of Trinity. Pozostawię je bez komentarza wobec dźwiękowców i innych speców od nagłośnienia.
Niedziela, 24 marca 2013
Ostatni, najkrótszy dzień konwentu. Swój pobyt na nim rozpocząłem w południe, przechadzając się po Games Roomie wypełnionym niemal po brzegi ludnością grającą w planszówki, bitewniaki, a także… w
Lola. Przeglądając informator znalazłem w nim wzmiankę o komputerach, gdzie można grać w tego MMO 24/h. I tacy ludzie tam byli, uwierzcie, wydali przeszło 50 zł na akredytacje, żeby zagrać w grę, którą mają u siebie w domu. Przez cały konwent! Zbulwersowany trafiłem na prelekcję o kamykach szlachetnych, całkiem przyzwoitej, było tu trochę chemii, geologii i porównanie wiedzy bioenergoterapeutów z właściwościami kamieni w grach RPG. Podobieństw było mnóstwo.
|
Tegoroczny Pyrkon odwiedził sam Biały Wilk
|
Moją kolejną prelekcją było ważne dla każdego mistrza gry zagadnienia tworzenia scenariuszy. Pierwsze wrażenie prowadzącego, który nie pamiętał tytułu wystąpienia i plątał się w zdaniach, było tragiczne. Szybko jednak je nadrobił opowiadając w łatwy i przystępny sposób o prowadzeniu RPG, reagowaniu na niespodziewane decyzje graczy oraz improwizacji. Naprawdę miłe zaskoczenie. Swój ostatni pyrkonowy zakończyłem krótką przechadzką po halach, gdzie obserwowałem zanik tłumów, stoisk, a wraz z nimi atmosfery szaleństwa. Narzuciły mi się myśli o wątpliwej ludzkiej egzystencji, która przemija w krótkiej chwili… Nie no aż tak źle nie było. Wszak grupy rekonstruujące średniowiecze przygotowały kończący spektakl dla gawiedzi, który okazał się i śmieszny i interesujący. W stanie względnego zadowolenia opuściłem teren Międzynarodowych Targów Poznańskich.
PS. Tak jak większość dostałem za darmo kupon na grę
Mroczne Arkana. Wszystko co darmowe, podnosi poziom endorfin i pozwala przymykać oko na niedociągnięcia organizacyjne, które przy tak wielkich imprezach są zresztą normą. Przyjeżdżajcie za rok, jeśli w tym nie byliście, być może się spotkamy.
|
Autor: Regis
|
|
|