Wyszukiwarka
Google

RPG.sztab.com
Logowanie
   Pamiętaj mnie

Rejestracja

Przypomnienie hasła
Hostujemy strony o grach
Gry Strategiczne


Polecane strony
Gry logiczne


.

Wnuczek
Pojazd MPK zmierzający z ul. Kraśnickiej z charakterystycznym trzeszczeniem zatrzymał się na przystanku na Alejach Racławickich. Mimo iż był dopiero poranek, trolejbus linii 155 był przepełniony. Ostatnie miesiące nie były zbyt ciepłe, lato zaobfitowało jedynie w wyniszczające kraj powodzie i burze. Był koniec września i Lublin na nowo odżył. Na ulicach panował ruch. Studenci tłumnie powracali do miasta na sesję poprawkową i niekończące się –dla niektórych – balangi. Wędrówki ludów na uczelnie i do pobliskich barów na miasteczku akademickim trwały niemal całodobowo. Niedziwne zatem, iż w autokarze było ciasno i duszno. Zapach potu i niemytych nóg dało się wyczuć prawie namacalnie.
Starsza kobieta wsiadła do trolejbusu. Miała dwie materiałowe torby. Ubrała się ciepło – w grubą spódnicę, szary sweter, zamszową kamizelkę. Wyróżniało ją tylko nakrycie głowy. Nosiła piękną, zieloną chustę z czerwonymi makami i złocistymi słonecznikami. Kobieta była niska i lekko garbata, twarz miała okrągłą, pokrytą wydrążonymi, głębokimi zmarszczkami. Oczy, małe i brązowe rozglądały się infiltracyjnie za najlepszym miejscem siedzącym. Staruszka Jolanta postanowiła o tej wczesnej porze załatwić kilka niezwykle istotnych dla niej spraw. Po ostatnich trzech wizytach u lekarza stwierdziła, że czas na zmianę. Młody lekarz, zapewne bez żadnego doświadczenia, zdecydowanie nie znał się na swoim zawodzie. Mimo iż Jolanta wiedziała doskonale, że ma problemy z sercem i trzustką, młodzieniec ośmielił się twierdzić, że jest zdrowa jak ryba. „Też coś’ – podczas wizyty wzruszyła ramionami i wyszła niezadowolona. Przez sześćdziesiąt osiem wiosen spędzonych na tym ziemskim padole, lepiej znała się na własnych chorobach niż jakikolwiek lekarz. W końcu to były jej choroby…
Jolanta pragnęła zakupić tanio syrop na serce i kilka innych medycznych drobiazgów w aptece przy ul. Narutowicza. To chyba najbardziej oblegana lubelska apteka ze względu na niskie ceny. Kolejki do niej przypominają czasy PRL-u. Staruszka postanowiła zaoszczędzić pieniądze. Odłoży trochę gotówki w pończochę i będzie mogła złożyć datek na kościół w swojej parafii. Ba! – podaruje taką sumę, że prześcignie nawet tego babsztyla, Cebulską z sąsiedniej klatki. Ksiądz proboszcz łaskawie spojrzy na ten gest i wymieni personalia Jolanty podczas mszy. To już coś! Wtedy dopiero szlag trafi sąsiadkę. „Nie będzie Cebulska więcej mówiła, na co powinnam wydawać pieniądze – pomyślała rozgoryczona Jolanta. – Moich wnuków będzie się czepiać! Co ją to obchodzi, że daję pieniądze na kościół? Wnuków nie można tak rozpieszczać, od tego mają rodziców. Syn pracuje za granicą, więc stać go na to. Wziął sobie za żonę gołodupca, niech się teraz sam martwi. Zresztą, czasem dostaną ode mnie kieszonkowe” – wytłumaczyła się w duchu.
Jolanta od razu znalazła miejsce siedzące. Jakiś młodzieniec ustąpił jej miejsca. Podziękowała grzecznie pokazując, że potrafi być kulturalna nawet dla nieprzyzwoitych młodych osób. Zmierzyła bowiem wzrokiem młodego mężczyznę – jego krótko przystrzyżone włosy oraz kaptur nie podobały jej się zupełnie. „Pewnie ćpun albo narkoman jakiś, a może satanista” –pomyślała i natychmiast odwróciła głowę w stronę szyby. Staruszka ujrzała za oknem dziewczynę, prowadzącą na smyczy pieska. „Jaki miły…” – pomyślała i natychmiast poprawił jej się humor. Jolanta kochała zwierzęta. W swojej izbie trzymała Majkę, wesołego, czarnego kundla znalezionego przy rzece. Przygarnęła szczenię, które jakiś bydlak bez serca chciał utopić. Staruszka żałowała, że nie mogła zabrać Majki ze sobą. „Za bardzo piesek by się męczył, gdy będę czekała w kolejce…” – stwierdziła w duchu.
Trolejbus minął kilka przystanków i do Jolanty przysiadła się kobieta trochę młodsza od niej. Tryskała radością, jej uśmiech potrafił przełamywać lody zarówno wśród starszych, jak i młodzieży. Nowa pasażerka zagadała pierwsza:
– Widzi pani, co się w tym biednym kraju porobiło, powodzie, tragedie? Dobrze, że choć jest jeszcze ktoś, do kogo można się słowem odezwać, prawda? – zaczepiła.
– Tak, szanowna pani – odpowiedziała Jolanta. – Takiego dobrego, pobożnego prezydenta mieliśmy i Bóg nam go zabrał do siebie...
– Było, było… – kiwnęła ręką druga kobieta. – Nawet na niego głosowałam, ale niezbadane są wyroki boskie. Trzeba myśleć o przyszłości, trzeba mieć dla kogo żyć. Moja córka urodziła niedawno synka i po wielu latach czekania jestem w końcu szczęśliwą babcią! – zatarła ręce staruszka. – Właśnie jadę do sklepu dziecięcego w Plazie, aby kupić prezent. A pani ma wnuki?
– Tak, mam – odpowiedziała Jolanta. – Maciuś ma pięć lat, a Patrycja osiem. Chodzi już do szkoły.
– To wspaniale, jest Pani szczęśliwą babcią – podsumowała staruszka, podnosząc się lekko z siedzenia, gdy trolejbus natrafił na większą niż zazwyczaj dziurę w jezdni.
Jolanta chciała skończyć tę rozmowę jak najszybciej. „Co za wścibska baba!” – myślała w duchu. Uśmiechnęła się jednak i postanowiła poruszyć inny temat.
– I widzi pani, Sodoma i Gomora w tej Polsce, krzyż sprzed pałacu zabrali... Nasz krzyż!
Słowa Jolanty spotkały się ze wzruszeniem ramion towarzyszki podróży.
– Tak, tak… słyszałam o tym. W telewizji na okrągło pokazują tę aferę…
Jolanta przerwała uśmiechniętej kobiecie, czepiając się ostatniego słowa jak tonący brzytwy.
– Otóż to! Właśnie tak pomyślałam! Afera! Nasz kochany PREZYDENT w grobie leży, święć Panie na jego duszą, a bezbożnicy takie rzeczy wyczyniają? Niesłychane… – przeżegnała się, starannie wykonując znak krzyża.
– Droga pani – kontynuowała Jolanta, spoglądając zjadliwie w oczy staruszki, aż tamta zadrżała. – Czy to uchodzi, aby krzyż Chrystusa, symbol odkupienia, tak z błotem mieszać?
– Z jakim błotem? – tym razem współpasażerka niecierpliwiła się. – Krzyż przeniesiono do kościoła, tam gdzie jego miejsce. A grupa demonstrantów też nie była bez winy, nie licząc się ani z rządem, ani z kościołem.
– Jacy demonstranci? – krzyknęła staruszka. – To byli obrońcy krzyża.
– Przed kim bronili tego krzyża? – włączył się do rozmowy młodzieniec, zapewne student, dotychczas okupujący miejsce stojące na środku trolejbusu i przysłuchujący się rozmowie.
Jolanta otworzyła usta, jednak nie powiedziała nic. Miała zamiar odparować nicponiowi, że sama chciała bronić krzyża, jednak zdrowie jej nie na to pozwoliło. Ostatecznie nie odpowiedziała na pytanie młodzieńcowi.
– Gówniarz jeden – syknęła tylko pod nosem – komunista.
Student nie usłyszał na szczęście ani o tym, że nie zdążył jeszcze wyrosnąć z pieluch, ani nie dowiedział się o swoim zamiłowaniu do partii komunistycznej. Słowa usłyszała natomiast druga kobieta i pokiwała głową z politowaniem. Jolanta wzięła to za dobrą monetę, pukając się palcem w głowę i wskazując dyskretnie na młodzieńca.
– Do psychiatryka z nim… – szepnęła Jolanta. – Albo do aresztu, narkomana...
Temat ostatecznie zakończył się bez farsy, trolejbusem zatrzęsło tak, że kilka osób straciło równowagę. Każdy ratował się, jak mógł w obliczu zagrożenia uderzeniem o inną osobę – upaść w tym ścisku się nie dało. Młodzieniec pytający przed chwilą o obrońców krzyża zaczepił łokciem o torbę Jolanty.
– Przepraszam – powiedział nieśmiało.
– Uważaj na te swoje kikuty! – zdenerwowała się Jolanta. – Zero szacunku dla osób starszych.

Wnuczek - opowiadanie

| 1 | 2 | następna >>


Przedyskutuj artykuł na forum

Ustaw Sztab jako strone startowa O serwisie Napisz do nas Praca Reklama Polityka prywatnosci
Copyright (c) 2001-2013 Sztab VVeteranow