Jak wypromować własny region i kulturę? Metod jest mnóstwo, ostatnimi czasy coraz modniejsze staje się korzystanie z narzędzi rozrywki cyfrowej, by wspomnieć chociażby o Never Alone. A gdy talentów i środków zbraknie ku stworzeniu pełnoprawnej gry? Zawsze pozostaje w odwodzie gatunek visual novel.
Shan Gui to nic innego, jak pozycja poświęcona ukazaniu tak mieszkańcom Państwa Środka, ale nade wszystko reszcie świata małego zakątku tego wielkiego kraju. Wcielamy się w młodą – i teoretycznie ponętną – Chinkę przemierzającą ten obszar, ale też i własne wspomnienia.
Szybko natykamy się zaś na nietypową postać – a jej nietypowość dla użytkownika jest oczywista – która podejmuje się roli przewodniczki, ku czemu dysponuje wszelkimi koniecznymi i wskazanymi cechami, w tym także nadprzyrodzonymi.
Historia jednak nie jest ani porywająca, ani długa, w formie „tradycyjnej” trudno by było nawet określić ją mianem opowiadania. Ot, taki „prospekt turystyczny” byłby bardziej trafny – zostaniemy zresztą uraczeni nawet hiperłączami wiodącymi nas do stosownych podstron Wikipedii. Co gorsza, gracz nie dysponuje jakąkolwiek swobodą, nie może podjąć najmniejszej chociażby decyzji, nic tylko klikać i klikać.
Jak to niejednokrotnie bywa, słabość tak treści, jak i formy, twórcy próbują naprawić poprzez sięgnięcie po klasyczną regułę marketingu, tj. sex sells, ale w takich granicach, by produkcja nie naraziła się cenzorom odpowiedzialnym za przydzielanie kategorii wiekowych.
Największym grzechem jednak jest totalna nieudolność autorów również i w tym zakresie, bardziej to śmieszy, niż pobudza ku feblikowi, a jednocześnie raczej zniechęci wszelkie niewiasty dysponujące choć odrobiną inteligencji bądź szacunku wobec siebie.
Shan Gui to niejako demo wersji demonstracyjnej, nie zajmuje ani wdziękiem opowieści, a i wobec formy można sformułować niemało zarzutów. I to pomimo tego, że tło mogłoby być naprawdę zajmujące.
|
Autor: Klemens
|
|
|