Mroczna, alegoryczna wizja przyszÅ‚oÅ›ci Stanów Zjednoczonych. Stu wybranych chÅ‚opców wyrusza w doroczny morderczy marsz – meta bÄ™dzie tam, gdzie padnie przedostatni z nich. Tu nie ma miejsca na sportowÄ… rywalizacjÄ™, ludzkie uczucia ani na zasady fair play, ponieważ gra toczy siÄ™ o bardzo wysokÄ… stawkÄ™. NajwyższÄ… z możliwych.
Zbyt łatwo przyzwyczajamy się do komunikacji samochodowej bądź chociażby z wykorzystaniem różnorakich skuterów itp., ze zdziwieniem spoglądamy na osoby, które pomimo dorosłego wieku nie potrafią jeździć na rowerach (są takie!), tymczasem piesze poruszanie się z samej swej natury stanowi przecież esencję naszego codziennego życia, a niepełnosprawność mobilna zalicza się do jednych z najdotkliwszych. Sam zaliczam się do miłośników wielogodzinnych spacerów i jako taki doskonale wiem, jak w sumie niewielu jest podobnych pasjonatów. I pomimo zachęcającego motta na początku
„Wielkiego marszu” wÄ…tpiÄ™, by pod wpÅ‚ywem jego lektura liczba ta wzrosÅ‚a.
Stephen King – poczÄ…tkowo skrywajÄ…cy swÄ… tożsamość pod pseudonimem
Richarda Bachmana – jest niewÄ…tpliwie miÅ‚oÅ›nikiem swych rodzinnych stron, tj. stanu Maine, o czym wierni czytelnicy jego książek mieli okazjÄ™ już wielokrotnie siÄ™ przekonać. Tym razem postanowiÅ‚ siÄ™ on podzielić samym swym „wÄ™drownictwem”, acz „przyprawionym” zgodnie z jego temperamentem.
Podczas lektury nie sposób pozbyć się wrażenia, iż pomysł tej pozycji powstał w istocie podczas jakiegoś spaceru, autor ze wszech miar realistycznie, niewykluczone że w oparciu o własne doświadczenia opisuje różnorakie przypadłości, których ofiarą może paść każdy długodystansowy spacerowicz.
Niestety książka posiada istotny feler polegający na psychologicznym nieprawdopodobieństwie samego zasadniczego konceptu, niemal braku jakiegokolwiek oporu wobec niego. Miejscami autor sygnalizuje głębsze uzasadnienie, jest to jednak tylko pozór, w istocie unika on rozbudowy tego tematu, osłabiając jednak znacząco wymowę całości.
„Wielki marsz” to pozycja dość frapujÄ…ca, jakkolwiek przewidywalna i w sporych fragmentach nieco monotonna, niczym krajobraz przesuwajÄ…cy siÄ™ nie za szybÄ… szybko poruszajÄ…cego siÄ™ pojazdu, lecz przed oczyma piechura. Pomimo pewnej drastycznoÅ›ci niektórych rozwiÄ…zaÅ„ fabularnych może ona uchodzić za zrÄ™czne wprowadzenie do twórczoÅ›ci amerykaÅ„skiego pisarza, o ile nie jest siÄ™ skÅ‚onnym od razu rzucić po opasÅ‚ym tomiszczom jego pióra.
|
Autor: Klemens
|
|
|