World of Warcraft... Nie tylko najbardziej znany i największy MMORPG obecnych czasów, ale i najlepiej się sprzedająca gra na PC w historii. Miliony graczy stały się mieszkańcami świata Azeroth, a twórcy gry dzięki żadnemu ze swoich poprzednich hitów nie wypchali sobie tak bardzo kieszeni. Czy więc jest czymś dziwnym, że powstanie dodatek do takiego hitu? Już od jakiegoś czasu
Blizzard częstuje nas coraz to nowymi informacjami o tym, czego doświadczymy we wspomnianym dodatku. Cóż jednak z tego, że choć większość nowinek wprowadzonych w grze zaostrza apetyt graczy, to coraz bardziej widać, iż
Blizzard znalazł sobie nową maszynkę do zarabiania pieniędzy i tak naprawdę niewiele ich już obchodzą wierni gracze. Ja sam, choć zawsze uważałem, że
Blizzard jest wzorem dla innych firm, teraz jestem zdegustowany niektórymi zmianami, jakie ma wprowadzić
The Burning Crusade, czyli pierwszy dodatek do
World of Warcraft.
Co nowego zatem dostaną Ci, którzy zechcą kupić ten tytuł? Po pierwsze – dwie nowe rasy, którymi można będzie zagrać. Horda powita w swoich szeregach znanych z
The Frozen Throne Krwawych Elfów, Sojusz natomiast połączy siły z Draenei, czyli de facto ze znaną już rasą Eredar, do której należał między innymi Archimonde. Nie dostaniemy do wyboru nowych klas, co w sumie nie jest niczym złym, bo te już dostępne w zupełności wystarczają. A jakie klasy zostaną udostępnione nowym rasom? Draenei będą mogli zostać Wojownikiem, Paladynem, Łowcą, Kapłanem, Szamanem i Magiem, a Krwawe Elfy wesprą Hordę jako Paladyni, Łowcy, Łotrzykowie, Kapłani, Magowie oraz Czarnoksiężnicy. Właśnie przy doborze klas ujawniają się dwie niezbyt rozsądne decyzje twórców gry. Najwyraźniej Krwawe Elfy będą jedyną rasą w świecie
Warcrafta, która nie może zostać wojownikami. Trochę to dziwne, bo nie trzeba chyba wielkich umiejętności by złapać za miecz!
Drugim, niezbyt udanym pomysłem jest danie stronom konfliktu możliwości gry klasami do tej pory uznanymi za unikatowe dla każdej strony. Teraz Horda będzie miała swoich Paladynów, a Sojusz Szamanów. Może i niektórych ten fakt ucieszy, ale historia kryjąca się za takimi możliwościami jest strasznie wydumana i nie sądzę, by ktokolwiek, komu podoba się cała historia Azeroth, był w stanie ją spokojnie zaakceptować. Najwyraźniej
Blizzard postanowił pójść najkrótszą i najprostszą ścieżką do wyrównania możliwości obu stron konfliktu. Trochę to boli, zwłaszcza że ci sami, którzy kiedyś byli ojcami wprowadzania różnic (patrz:
Starcraft), teraz niszczą unikalność poszczególnych frakcji. No dobrze, ale ponieważ nowe rasy to za mało jak na dodatek, czym jeszcze zostaniemy uraczeni? Jedną z nowości, która nie powoduje zaskoczenia, jest podniesienie górnego limitu poziomów do 70. Do tego będzie nam dane wyjść poza Mroczny Portal, do krainy znanej obecnie jako Outland, przez którą ostatnio wędrowaliśmy wspólnie z Illidanem w dodatku do trzeciej części
Warcrafta. Wprowadzona zostanie również nowa profesja: Jewelcrafting. Postacie ją znający będą w stanie tworzyć klejnoty, które następnie można będzie umieścić w przedmiotach z gniazdami. Żadna nowość dla fanów
Diablo 2. Nowością będą za to latające wierzchowce. Gracze na 70 poziomie doświadczenia będą mogli dosiąść je w krainach Outland i umożliwią one dostanie się do stref niedostępnych w inny sposób, niż na grzbietach tych stworzeń. To w zasadzie wszystkie nowości. Oczywiście poza nimi dostaniemy więcej tego wszystkiego, co już jest w grze. Mnóstwo nowych questów, przedmiotów, potworów oraz instancji.
|
|
|
...oraz nowe miejsce zmagań - Outland
|
To wszystko zapewne pozwoli graczom spędzić w świecie Azeroth następne dziesiątki godzin. Niestety tylko o to chyba chodzi twórcom. Wszak Ci, którzy już grają w
WoW, niewiele zrobią sobie z niezbyt mądrych zmian i kupią dodatek choćby dla tych kolejnych 10 poziomów do zdobycia. Niestety dokładna data premiery jeszcze nie jest znana, ale panowie z
Blizzarda już zapewne zacierają ręce na myśl o kolejnej fali pieniążków, które dostaną.
|
|
|
|
|
| | 1 | 2 | następna >>
|
Nazwa gry: World of Warcraft: The Burning Crusade
