Dawno, dawno temu, na nieco bardziej odległej niźli dziś ziemi francuskiej istniało sobie studio deweloperskie o nazwie – jak cała mowa ichniejszego kraju – trudno wysławiana, acz obdarzona pewnym urokiem i melodyjnością – Cryo. I choć programiści z tej firmy obdarzyli graczy niejedną produkcją reprezentującą sobą najprzeróżniejsze gatunki, to prawdziwą „specjalnością zakładu” stały się specyficzne przygodówki...
Wiele czynników decydowało o tej specyfice – jednym z naczelnych „trademarków” był węzłowy system poruszania się postaci. Dla młodszych graczy wyjaśniam, na czym owo „ustrojstwo” polegało: otóż świat gry obserwowało się z perspektywy pierwszej osoby – co w przypadku przygodówki było wówczas dość innowacyjne i absolutnie nieoczywiste – przy pełnej swobodzie obracania się na wszystkie strony i we wszystkich kierunkach, niemniej poruszenie się w którąkolwiek stronę dokonać się mogło wyłącznie skokiem, od „węzła” do „węzła”, przewidzianego przez twórców. Ślady tego rozwiązania po dziś dzień obserwować możemy w serii
Myst.
Prawdziwym wszakże wyznacznikiem przygotówek a’la’Cryo była wspaniała, znakomicie dopracowana oprawa wizualna i muzyczna, rozgrywka zaś okraszona niebagatelnymi zagadkami. Dodać do tego można jeszcze zamiłowanie twórców do historycznych scenerii i wydarzeń, a całość da nam możliwość przeniesienia się do najbardziej fantastycznych światów i zaznania niezapomnianych przygód.
Wśród mrowia mniej czy bardziej udanych produkcji prawdziwą perełką francuskiego dewelopera była seria
Atlantis - część pierwsza oferowała nam naprawdę porywającą i wciągającą fabułę, część druga możliwość poznania dawno już zapomnianych lub zniszczonych kultur – a także absolutnie fenomenalną ścieżkę dźwiękową, z genialnym utworem autorsta Pierre’a Estève’a pt. „Highlands” – oraz łamigłówki czasami wymagającymi naprawdę dużego i głębokiego pomyślunku. Później zaś przyszedł kryzys i walka firmy o przetrwanie, czego owocem był
Atlantis 3: gra dobra, dopracowana, choć dość prosta... i bardzo krótka. Widać było po niej, iż twórcom zależy na jak najszybszym zainkasowaniu za nią „dutków”, gracze zaś pozostawieni zostali z niedwuznaczną nadzieją na kolejną część... której już nie dane im było się doczekać, a to ze względu na kres istnienia
Cryo. Marka jednak zachowała swoją wartość i lada dzień zostaniemy uraczeni kolejną odsłoną serii, tym razem już opatrzoną logo
Dreamcatcher/The Adventure Company.
Nie będzie to jednak pełnoprawna kontynuacja cyklu, o czym świadczy już rezygnacja ze skorzystania z cyferki „4” w tytule. Twórcy postanowili nie porywać się z motyką na słońce usiłując snuć dalej opowieść rozpoczętą przez swych poprzedników, lecz zdecydowali się – sądzę, iż rozsądnie – sięgnąć do źródeł, a mianowicie umożliwić graczowi powrót do samej Atlantydy.
Czy aby na pewno będzie to jednak to samo miejsce, które zwiedzaliśmy w pierwszej odsłonie serii? Ano jednak nie – trafimy bowiem do niejakiej Nowej Atlantydy. Mimo to okoliczność poznania losów tej legendarnej cywilizacji po nagłej katastrofie, którą ją spotkała przed mileniami, zapowiada się naprawdę pasjonująco.
Pozostałe informacje brzmią smakowicie, nacisk bowiem kładziony jest na poziom zagadek, a także ścieżkę dźwiękową gry – czyli to, za co gracze pokochali całą serię. Także grafika ma się prezentować w sposób niezgorszy, z tym jednak zastrzeżeniem... iż jest ona już mocno leciwa – gra bowiem została wydana na Zachodzie już PIĘĆ lat temu, co oznacza, że nie należy oczekiwać jakichś szczególnych „wodotrysków” serwowanych przez współczesne karty graficzne. Ja to jednak traktuję jako atut gry – nie sądzę bowiem, by ta odstawała wizualnie od dwóch ostatnich części, które uważam za piękne po dziś dzień, a daje mi to poważną nadzieję na to, iż
Evolution okaże się miłosierne i mało wymagające dla mojego już dość leciwego sprzętu.
Nowa odsłona legendarnej serii zapewne nie porwie serc i dusz graczy, ale jestem absolutnie pewien, że wcale liczne grono miłośników poprzednich odsłon już nie może się doczekać. Tak jak ja.
|
Autor: Klemens
|
|
|