Rzut izometryczny ma się dobrze – i bardzo mnie to cieszy. Choć nie mam żadnych oporów przed rozgrywką w tytuły operujące perspektywą pierwszoosobową, a w ich przypadku łatwiej o immersję, tym niemniej może to kryjący się gdzieś w serduszku sentyment za przeszłością, a może też jego funkcjonalność w postaci łatwiejszego zapanowania nad otoczeniem sprawia, iż od razu odczuwam podniecenie na sam widok „z kąta”. Z perspektywy tej korzystają autorzy tak tytułów aspirujących do kategoryzowania ich z wykorzystaniem takiej czy innej liczby literek A, jak i bardziej „indyczy” twórcy. Do pozycji zaliczanych do ostatniej kategorii zalicza się Alaloth: Champions of The Four Kingdoms, które zadebiutowało w tzw. wczesnym dostępie.
Jak na „earlyaccessową” produkcję tytuł ten oferuje już całkiem sporo zawartości, można nawet próbować go kategoryzować jako tytuł zasadniczo w pełni grywalny, a „tylko” podlegający łataninie w zakresie bugów i balansu. Nabywcy mają pełnić rolę betatesterów, z tym zastrzeżeniem, iż nie uzyskującym w związku z tym żadnego wynagrodzenia, ba, płacących za ten zaszczyt. Brzmi skandalicznie? Na szczęście tak nie jest.
|
Zawsze rozpoczynamy od spotkania na szczycie (nawet jeśli w głębi)
|
Alaloth: Champions of The Four Kingdoms pozwala nam stworzyć we własnym zakresie herosa, dobierając spośród czterech „klasycznych” ras (no, prawie, bo oprócz ludzi, krasnoludów i elfów możemy się również zdecydować na orki a nie żadne tam niziołki), a także cech kształtujących jego charakter i historię, jak i o bardziej „bitewnym” zastosowaniu. Jednakże uwaga – nie mamy do czynienia z jakimikolwiek parametrami liczbowymi opisującymi naszą siłę, kondycję czy szczęście, te współczynniki będziemy mogli rozwijać dopiero wraz z kolejnymi awansami na zasadzie przywodzącej na myśl „perki”. Osoba, która miała jakąkolwiek styczność z dowolnym „erpegiem”, nastawionym czy to na fabułę, czy to na akcję, odnajdzie się jednak w tym błyskawicznie.
Autorzy czerpiąc garściami z gatunkowych konwencji nie bali się jednak poeksperymentować z nowymi rozwiązaniami. Największym takowym jest wprowadzenie herosów konkurencyjnych, którzy niczym w grach strategicznych mogą „odbijać” zawłaszczone przez nas lokacje – choć z opcji tej można zrezygnować przy konfigurowaniu rozgrywki. Przypadła mi do gustu również możliwość obserwacji przemieszczania się przeciwników „randomowych”, co pozwala uniknąć choć części „zbędnych” starć.
|
Kolory i tak nie odwrócą naszej uwagi od esencji rozgrywki
|
Jednakże w swych zasadniczym jądrze
Alaloth: Champions of The Four Kingdoms jest tytułem hołdującym standardom starej szkoły – nie obejdzie się więc bez katowania pada czy klawiatury, a także grindowania czy craftingu (choćby w zakresie naprawy uszkadzanego inwentarza), co jednych ucieszy, drugich zaś niekoniecznie. Trochę szkoda, że twórcy nie zaimplementowali w nieco większym stopniu mechanik fabularnych (dialogi są liniowe w „diablowym” stylu), ale trudno u „indyków” liczyć na coś więcej.
Oldskulowa jest również sama oprawa, czasami aż zanadto, zwłaszcza gdy poruszamy się przy ścianach ulokowanych od strony gracza. Wyraźnie widać również wolę urozmaicenia poszczególnych planszy, z pewnym zresztą powodzeniem. Z kolei muzyka nie przeszkadza w rozgrywce, choć właściwie żaden motyw nie dysponuje „ciężarem” pozwalającym zapaść w pamięć na okres liczony w latach.
|
Razem raźniej (i zdrowiej)
|
Alaloth: Champions of The Four Kingdoms to tytuł zdolny już zapewnić frajdę na wiele godzin, choć dość szybko się dostrzeże, iż zaczyna ona mieć charakter wtórny. Grze potrzeba nieco więcej „pieprzu”, by była w stanie przyciągnąć na dłużej większą liczbę użytkowników, lecz w mej ocenie już teraz oferuje ona całkiem satysfakcjonującą zawartość w relacji wobec oczekiwanej ceny.
Bardzo dziękujemy serwisowi GOG.com za udostępnienie kodu beta w celu umożliwienia powstania niniejszego tekstu - https://www.gog.com/game/alaloth_champions_of_the_four_kingdoms
|
Autor: Klemens
|
|
|