Nietrudno sobie wyobrazić, iż jakiś miłośnik wszelkiego rodzaju klasyfikacji i systematyk pewnego dnia mógłby się zawziąć na gry przygodowe i dokonać ich podziału ze względu na rodzaj emocji, jaki u użytkownika chcą osiągnąć twórcy – jednym bowiem zależy na strachu, innym na ciekawości co do prezentowanych wydarzeń historycznych, innym zaś w końcu na przyziemnej rozrywce, rozbawieniu gracza. Efekt można z kolei osiągnąć na wiele różnych sposobów – a to przez „napakowanie” gry niezliczonymi hordami zombie czy innych podleców, żądnych naszej krwi i innych wydzielin, a to przez opatrzenie jej niezliczonymi encyklopedycznymi wtrętami, czy też niezliczoną ilością gagów.
Oczywiście w pamięć najbardziej zapadają gry, które wyróżniały się z tłumu niesztampowym podejściem wobec elementów tzw. koniecznych (jak fabuła czy sposób prowadzenia dialogów). Jednym z moich ulubionych przykładów jest absolutnie klasyczny obecnie
Neverhood, czyli gra, której grafika w istocie została wykonana nie cyfrowo, lecz z… plasteliny, w ilości liczonej w tonach. Ale to już było i zdawało się, że nie wróci więcej…
|
Nie powstrzymają nas milicyjne kordony...
|
Tymczasem w moje recenzenckie łapki wpadła gra o tytule Machinarium, która ideowo nawiązuje do legendarnego dzieła Douga TenNapela. Otóż wcielamy się w małego robota, żyjącego sobie w zmechanizowanym świecie i początkowo dość bezmyślnie posuwamy się naprzód, by wkrótce nasze kroki zyskały jakiś cel.
Muszę przyznać, iż przez cały czas nie mogłem się powstrzymać od wrażenia, że twórcy z
Amanita Design czerpali garściami ze swego słynnego poprzednika, a wrażenie to miałem już przy okazji przechodzenia przez pierwszą planszę, posiadającą nawet nieco podobny wygląd, co w Neverhood. Później wrażenie to bynajmniej nie uległo zmianie – tak jak Klayman nasz podopieczny jest ciapowaty i natychmiast wzbudza sympatię, z innymi postaciami nie toczy rozbudowanych dialogów, a cała komunikacja sprowadza się wyłącznie do gestów i komiksowych „chmurek”, zabawa zaś polega na klasycznym „połącz linę z kijem by otrzymać wędkę, a następnie użyj jej na bajorze po prawej”. Co więcej, nawet niektóre łamigłówki się powtarzają!
Zaletą gry jest niewątpliwie jej oprawa graficzna. Całość bowiem jest ręcznie rysowana, przez co z jednej strony jest autentycznie miła dla oka, a z drugiej pozwala osiągnąć całkiem ciekawe efekty wizualne, w rodzaju fałszywej głębi i poczucia trój wymiaru. Zarazem zostało to „podrasowane” przez współczesne narzędzia edycyjne, tak iż naszego oka nie urazi żaden bezczelny piksel czy inna niedoróbka.
|
...ani nieżyczliwe sąsiadki
|
Dużo ciepłych słów należy też poświęcić oprawie dźwiękowej i muzycznej
Machinarium. Niektóre utwory słucha się dla ich samych, a nie tylko z tego powodu, iż autorzy umyślili sobie powiązać je ze stosownymi lokacjami, na których musimy spędzić pewną ilość czasu. Polski wydawca gry,
IQ Publishing, miał zresztą pełną świadomość tego atutu i uczynił graczom tę przyjemność, że na płycie z grą zamieścił zarazem jej ścieżkę muzyczną w formatach MP3 i FLAC, jak też dodatkowy album z pięcioma utworami utrzymanymi w stylistyce gry.
Niestety w całej tej beczce miodu znajdzie się też nieco dziegciu. Otóż łamigłówki, przed którymi zostanie postawiony gracz, są bardzo nierówne – jedne są prawie banalne i wymagają dosłownie chwili pomyślunku, podczas gdy nad innymi w razie pecha graczowi może przyjść spędzić… wiele godzin. Dlaczego pecha? Otóż niektóre zagadki logiczne mają charakter losowy, to znaczy przy każdym oddzielnym do nich podejściu rozpoczynają się one odmiennym układem startowym. Nie byłaby to wada, gdyby nie to, iż te układy startowe są autentycznie losowe, a przez to bardzo nierówne. Dobrym przykładem może być gra w Śrubko i Nakrętkę, czyli nieco zmodyfikowane Kółko i Krzyżyk. Nie chwaląc się, akurat w tą zabawę jestem naprawdę mocny i przy pierwszych moich trzech podejściach wygrałem przy użyciu już kilkunastu nakrętek. Przy czwartym jednak stoczyłem prawdziwy bój, a przy kolejnym odniosłem sukces już przy dziesiątej nakrętce. A gdyby gracz od razu trafił na „mastaha” po stronie przeciwnej, to pozostałaby mu wyłącznie frustracja. Której zresztą osobiście doświadczyłem przy niektórych innych łamigłówkach.
|
Powstrzymać nas może tylko ta plansza...
|
Co gorsza, w trakcie gry natknąłem się na BABOLA co się zowie. Otóż wykonanie jednego z zadań – zerwania linii napięcia przy użyciu mechanicznej papugi – jest możliwe TYLKO I WYŁĄCZNIE wtedy, gdy nasz sprzęt pracuje nienagannie z grą. Jeśli z kolei posiada on niestandardową – w zamyśle twórców – konfigurację, to po prostu nie uda nam się wykonać płynnie wymaganych gestów, przez co nie dojdzie do posunięcia fabuły gry do przodu. Wiem, o czym piszę, gdyż z recenzenckiego obowiązku sprawdziłem ten element gry na kilku innych komputerach i z jego wykonaniem nie miałem najmniejszych problemów. Dla pechowego gracza to dopiero musi oznaczać FRUSTRACJĘ!
Machinarium to gra zabawna, dobrze pomyślana i generalnie równie dobrze zrobiona. Niestety jest ona dość krótka, w związku z czym podejście do niej z zamierzeniem „gram aż padnę” może skończyć się rozczarowaniem związanym z obejrzeniem napisów końcowych. Niemniej jednak potrafi ona skutecznie zapełnić kilka wieczorów, które przez to staną się dużo radośniejsze, a i łezka w oku się zakręci u tych, którzy tęsknią za uczuciami im towarzyszącymi przy grze w
Neverhood. O ile nie macie pecha…
Metryczka
Grafika |
85% |
Muzyka |
90% |
Trudność |
70% |
Grywalność |
85% |
|
|
Ocena końcowa |
85% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Pentium 4 1.8 GHz, 1 GB RAM, karta grafiki 128 MB (GeForce FX 5200 lub lepsza), 250 MB HDD, Windows XP/Vista.
|
|
Autor: Klemens
|
|
|