Przez osiem lat studio Telltale zdążyło wydać kilka całych cykli podzielonych na szereg epizodów, w tym sequeli, zdążyło również upaść oraz powstać z martwych – tymczasem twórcy z Cardboard Computer przez ten czas roztaczali przed graczami wciąż jedną swoją wizję, która właśnie co osiągnęła swój kres? Czy było warto czekać?
Gra rozpoczyna się dość niepozornie, swą oprawą graficzną zniechęcając na starcie miłośników fotorealizmu czy chociaż kreskówkowej feerii kolorów, przeciwnie, ma ona charakter mocno umowny, momentami wręcz ascetyczny, nasuwający skojarzenia z epoką ośmiobitowców. W konsekwencji nie jest łatwo przetrwać pierwszych kilkanaście minut obcowania z rzeczonym tytułem – gracz szybko sobie uświadamia, iż będzie miał do czynienia z niemałą ilością tekstu, często zaś większa część monitora będzie wyświetlała czarną barwę.
|
Rozmowa niby uniwersalna, a bardzo amerykańska - niby amerykańska, a bardzo uniwersalna
|
Sama historia na początku również nie wydaje się specjalnie absorbująca, sprawia wrażenie dość typowego moralitetu na temat przemijania oraz odchodzenia, celowości tudzież jej braku życia. Wrażenia tego nie polepsza fakt, że nawet w przypadku dialogów szybko się okazuje, iż nie mają one większego fabularnego znaczenia – co prawda nie jest możliwy powrót do poprzedniego wariantu, lecz tak czy owak wątek będzie podążał tym samym szlakiem.
Cala specyfika tej produkcji kryje się w tym, że użytkownik, który był w stanie przy niej wytrwać nieco dłużej, uświadamia sobie, że całość cechuje się znacznie większą głębią i oryginalnością niźli początkowo się wydawało, a jej dostrzeżenie zależy tak naprawdę tylko od niego. Gdy tylko przywyknie on do jakiegoś rozwiązania w mechanice rozgrywki bądź zogniskowania akcji, następuje mniej czy bardziej dramatyczny zwrot, czego zresztą doskonałym przykładem jest ostatni akt (epizod).
|
Trudno się nie zdziwić na widok krótkich spodenek
|
Również wraz z upływem czasu zaczyna się dostrzegać autentyczne piękno tej produkcji również w zakresie oprawy, absolutnie każdy element sprawia bowiem wrażenie fundamentalnie przemyślanego, niemal każda lokacja odbiega od wszystkich pozostałych, różniąc się czasami dość diametralnie pomiędzy sobą, jakkolwiek pozostając niemal nieodmiennie w granicach tej samej estetyki. No i ta muzyka – aż szkoda, że tak rzadka…
Nie oznacza to bynajmniej, że jest to niszowa co prawda, lecz pozbawiona wad. Jedną z największych tych ostatnich jest obecność pewnych zbędnych dłużyzn, gracz został pozbawiony możliwości pominięcia pewnych kroków, mimo świadomości ich zwieńczenia. Jakkolwiek trudno mi sobie wyobrazić, by nawet nie rzetelne, co nastawione na eksplorację absolutnie wszystkich wątków i „sekretów” uporanie się z całością wymagało więcej niż siedem-osiem godzin, to i tak co najmniej jedną piątą z tego wyniku można uznać za wymuszoną. Uważam, iż jest to dość istotny zarzut ze strony miłośnika „ceglastych” książek, do których grona zalicza się niżej podpisany.
|
Bugi zdarzają się z rzadka, a i tak potrafią wzbudzić sympatię
|
Kentucky Route Zero to zdecydowanie tytuł nie dla każdego. Mało tego, mając z nim do czynienia można zadać sobie pytanie, czy to jeszcze gra, czy „po prostu” specyficzny rodzaj sztuki (wideo). W każdym jednak przypadku trudno pozostać obojętnym wobec tego dzieła – o ile tylko się nie odbije od niego na samym początku.
Bardzo dziękujemy serwisowi GOG.com za udostępnienie kodu recenzenckiego w celu umożliwienia powstania niniejszego tekstu - https://www.gog.com/game/kentucky_route_zero
Metryczka
Grafika |
75% |
Muzyka |
90% |
Grywalność |
80% |
|
|
Ocena końcowa |
80% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Pentium 4 1 GHz, 512 MB RAM, karta grafiki 256 MB (GeForce 6800 lub lepsza), 250 MB HDD, Windows XP(SP2)/Vista/7
|
|
Autor: Klemens
|
|
|