Pierwsza odsłona serii Heileen nie spotkała się z mojej strony jakimś wielkim uznaniem (choć potępieniem także nie), lecz odczucia innych użytkowników-konsumentów musiały być odmienne, gdyż produkcja ta doczekała się drugiej (a obecnie wiadomo także, iż kolejnych) odsłony. Czy jest to tylko i wyłącznie dowód „wygłodzenia” miłośników paragrafówek, czy też raczej dowód prawdziwej jakości?
Na początku wypada zauważyć, iż zasadniczo nie uległ zmianie mechanizm rozgrywki co do swej istoty – gracza nieodmiennie czeka bardzo, bardzo dużo klikania oraz towarzyszącego temu czytania i czytania. W sumie jednak właśnie o to chodzi w przypadku tego gatunku gier, czyż nie?
Fabuła jest logiczną kontynuacją poprzedniczki – zaczynamy jako rozbitkowie na zasadniczo bezludnej a tropikalnej wyspie, a naszym zadaniem w pierwszej kolejności jest zapewnienie sobie „minimum egzystencjalnego” (nie żeby można było zginąć, co to to nie), w dalszej zaś – tu już mamy wybór – eksploracja i podjęcie kroków w celu jej opuszczenia.
Trzeba przyznać, iż twórcy zręcznie wybrnęli z pułapki ograniczonego środowiska, w którym dane jest poruszać się postaciom. Oraz dla popchnięcia fabuły do przodu musimy odbywać wędrówki w snach, tak w czasie, jak i przestrzeni – natkniemy się więc na postacie znane z pierwszej odsłony, niejedkrotnie w czasach ich (i naszego) dzieciństwa i młodości, wskutek czego dana produkcja potrafi autentycznie wciągnąć i oczarować.
|
Dla pań i panów coś miłego
|
Atutem gry jest oprawa audiowizualna – całość aż skrzy się barwami i kształtami właściwymi dla japońskiej sztuki anime (a właściwie mangi ze względu na statyczność poszczególnych ujęć), a ponadto w niektóre sceny zaimplementowany został dubbing, choć dość drażniący i niekoniecznie stanowiący przykład aktorstwa najwyższej próby.
Musimy jednak pamiętać, że mamy do czynienia z produkcją azjatycką, co przejawia się nie tylko w gadającym kocie (obowiązkowo czarnym), lecz także specyficznym podejściu do seksu. Z jednej strony bowiem każda, ale to absolutnie każda (poza wspomnianym kotem) postać epatuje wdziękami o charakterze co najmniej drugorzędnych cech płciowych, graficy z pewnością zaś wiele godzin spędzili na refleksjach, jak zakryć, by odkryć, z drugiej jednak postacie są szokująco pruderyjni i nawet pocałunek w policzek jawi się jako przekroczenie Rubikonu.
Heileen 2: The Hands Of Fate nie jest pozycją wybitną, lecz stanowi przykład ewolucji, spostrzeżenia przez twórców konieczności rozwoju swego dzieła – i wcale udatnych posunięć ku tego osiągnięciu. Ku doskonałości jednak brakuje jej wciąż wiele.
Metryczka
Grafika |
75% |
Muzyka |
60% |
Grywalność |
65% |
|
|
Ocena końcowa |
70% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Pentium 1 GHz, 512 MB RAM, 40 MB HDD.
|
|
Autor: Klemens
|
|
|