Skąd jesteśmy i ku czemu zmierzamy? Pytania te towarzyszą ludzkości od zarania jej zdolności wpatrywania się w horyzont ku zachodzącemu słońcu bądź w stronę rozgwieżdżonego nieba, lecz nie zwykły nam się kojarzyć z kinem noir, wszak przesyconym melancholią i atmosferą straty. Aż powstało Genesis Noir.
Wcielamy się w… no właśnie trudno powiedzieć kogo, ot, pokątnego sprzedawcy zegarków, z wszelkim prawdopodobieństwem niekoniecznie legalnego pochodzenia, w którego życiu nagle dochodzi do wstrząsu o typowo kryminalnym podłożu – a przynajmniej tak mogłoby się zdawać na pierwszy rzut oka. W celu ustalenia przebiegu zdarzeń dokonujemy kolejnych retrospekcji… cofając się aż do początku czasu.
|
Noir bez ciemnego, obskurnego zaułka się nie liczy
|
Tych zaś upatrujemy nie w tekście Księgi Rodzaju (choć tytułowi temu absolutnie nie sposób przypisać na poważnie jakiejkolwiek antyreligijnej wymowy), lecz ustaleniach współczesnej nauki, a więc wydarzeniu (przyjmując adekwatność tego wyrazu) Wielkiego Wybuchu, przez formowanie się materii, a następnie jej większych skupisk, w postaci gwiazd i planet, po czym mamy do czynienia z historią życia (bardzo mocno skróconą) i ludzkości.
Osoby lękające się naukowego żargonu pragnę jednak uspokoić – całość ma bardzo, ale to bardzo metaforyczny charakter, czasami tak naprawdę trzeba dość solidnej wiedzy, by dostrzec sens skrywający się w prezentowanych działaniach, jakkolwiek twórcy zwykli sięgać po dość upowszechnione i spopularyzowane parabole, by wskazać chociażby na drzewo życia.
|
Koncept podążania w stronę światła zyskuje tutaj na wieloznaczności
|
Największą wadą omawianej produkcji jest chyba fakt, że tak naprawdę mało w niej „gry w grze” – przedsiębrane przez nas aktywności często mają zupełnie symboliczny charakter i nie pozostawiają nam niemal żadnego pola do popisu, poza domyśleniem się, czy autorzy oczekują od nas pojedynczych kliknięć czy też bardziej posuwistych ruchów, czasami po prostu niezbyt wiadomo o co chodzi. Z kolei miłośnicy tzw. powieści graficznych kilka razy mogą poczuć się skonfundowani koniecznością uporania się z taką czy inną łamigłówką, której poziomowi trudności daleko do chociażby takiego
Mysta, ale stanowiącą mimo wszystko pewne zaburzenie wcześniej oswojonej konwencji.
Genesis Noir jednak nade wszystko znakomicie buduje nastrój, operuje klimatem – każda scena jest do cna przemyślana, choć często owo dno ujawnia się dopiero wiele później, składając się w pełną całość z innym elementem. Gra ta wymaga nade wszystko obserwacji i refleksji, miłośnicy bardziej intensywnych doznań nie mają jednak czego specjalnie tutaj szukać.
|
Nie ma to jak przeszukiwanie piksel za pikselem
|
Niewątpliwym, rzucającym się od razu w oczy atutem rzeczonej produkcji jest jej oprawa. Bynajmniej nie ogranicza się ona do kanonicznej bieli i czerni, każdorazowe wykorzystanie kolorów jest jednak bardzo głęboko przemyślane i wręcz symboliczne. Początkowo niejako w tle pozostaje muzyka, pełniąc niejako służebną rolę, koniec końców jednak zajmuje ona właściwe miejsce.
Gdzieniegdzie w opisach marketingowych (i nie tylko) danej produkcji natykałem się na określanie jej mianem „muzycznej przygodówki” – i była to jedna z większych aberracji, absurdalnych nieporozumień ostatnich lat.
Genesis Noir to artyzm w czystej postaci, momentami frustrujący z uwagi na mechanikę, lecz ostatecznie głęboko zapadający w pamięć.
Metryczka
Grafika |
85% |
Muzyka |
80% |
Grywalność |
70% |
|
|
Ocena końcowa |
80% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Dual Core 2.6 GHz 6 GB RAM karta grafiki 2 GB GeForce GTX 560 Ti / Radeon R9 285 lub lepsza 8 GB HDD Windows 10
|
|
Autor: Klemens
|
|
|