Klasyka. A jednak na PC i Steam wprowadzona cichaczem, bez szumu z końcem lutego 2018. W sumie to gra jest mniej popularna niż tytuły serii Final Fantasy z tamtego okresu, choćby jej szósta odsłona. Gdyby przyszło mi wybierać, to bez zastanowienia brałbym Chrono Triggera. Konkrety? No to dajemy.
Zaczynamy w dniu Festiwalu Milenijnego w roku 1000 AD jako młody chłopak Crono. Noc była ciężka, bo nie szło się doczekać, wszak następny taki festiwal za tysiąc lat dopiero. Niewyspany, ale energiczny protagonista wybiega z domu i biegnie do czekających go atrakcji, w przelocie inkasując kieszonkowe. Na miejscu w nagłych okolicznościach (które prawie kończą się zagubieniem przez pannicę biżuterii!) poznaje Marle i zgadza się aby mu towarzyszyła w zwiedzaniu. Oboje idą na niesamowity show jego przyjaciółki z dzieciństwa: Lucca to genialna (tu zdania bywają podzielone) wynalazczyni i niedawno zbudowała teleporter, taki jak w Star Treku. Oczywiście jako przyjaciel Crono zgadza się przetestować urządzenie, bo widzowie są zdecydowanie sceptyczni wobec prób nakłonienia ich do skorzystania z tej atrakcji. Bohater wchodzi na podest, urządzenie jest uruchamiane... i pojawia się na drugim podeście żywy i cały zdrowy. "Dobra, też chcę!" - mówi Marle. Operacja zostaje powtórzona, ale ustrojstwo dziwnie reaguje z wisiorkiem dziewczyny, w efekcie czego wssysa ją tajemniczy portal, a ona upuszcza naszyjnik. Crono podnosi naszyjnik i wyrusza za nią i pojawia się gdzie...? Ano nie gdzie, ale kiedy? Zadaje się, że naszyjnik wzbogacił z jakiegoś powodu teleporter o możliwość podróży bardziej w czasie niż przestrzeni. Tak wygląda zawiązanie akcji. W trakcie jednej z przymusowych podróży w czasie bohaterowie poznają przyszłe losy planety i zagładę, którą przyniesie Lavos wypełzający z czeluści ziemi. Naturalnie bogaci w wiedzę młodzi postanawiają bieg historii odwrócić. Czeka ich mnóstwo epickich przygód.
Podróż w czasie to lubiany przez twórców scenariuszy koncept. Był szkieletem bardzo poważnych w wymowie dzieł, ale i lekkich komedyjek.
Chrono Trigger ma wesołkowatą konwencję, choć sam motyw zapobiegnięcia nadchodzącej zagładzie potraktowany jest z należytą powagą. To jedna z fascynujących cech tej gry: labilność nastroju. Gra potrafi częstować nas niemal slapstikowymi gagami i dialogami godnymi najlepszych komediowych anime, a rozdział później fundować nam przeprawę przez mroczny i pełen nieumarłych oraz spętanych dusz zamek władcy potworów. Wymienianie zwrotów akcji i tarapatów, które spadają na naszych herosów byłoby z mojej strony psuciem całkiem niezłych niespodzianek.
Nasi bohaterowie to wojownicy z różnych środowisk i epok. W trakcie rozgrywki poruszamy się grupą złożoną z trzech i w przeciwieństwie do większość produkcji
Final Fantasy - tu jest to wyjaśnione fabularnie. Sama podróż poprzez świat jest bezpieczna, ale walki są istotnym elementem gry. Te zdarzają się dopiero w trakcie zwiedzania lokacji - jeżeli postanowimy zaatakować napotkane tam stworzenie. Przyznam, że odpowiadało mi takie rozwiązanie, bo w seriach FF irytowały mnie losowe walki zdarzające się ot tak, bo tak. Tutaj zazwyczaj możemy sami zainicjować starcie i odbywa się ono w tej lokacji, nie zostajemy przeniesieni do domyślnej "scenerii walki". Położenie walczącego względem przeciwników ma tu niebagatelne znaczenie, gdyż część technik ma zasięg obszarowy. Nasze postacie walcząc ramię w ramię uczą się też mocnych technik łączonych. Wspomniana to nie tylko zwykłe dodanie jednej techniki do drugiej, bo może wyłonić się z tego zupełnie nowa jakość, choćby i technika lecząca. Sama walka odbywa się quasi-turowo czyli po napełnieniu wskaźnika inicjatywy postać może podjąć akcję. Oczywiście aby techniki łączone zadziałały konieczne jest aby każda zaangażowana postać była obecnie zdolna do wykonania akcji. Walki są emocjonujące i wymagają niejednokrotnie taktycznego podejścia z racji odporności przeciwników czy kontrataków wykonywanych warunkowo - przykładowo gdy zaatakujemy korpus czy magią. Tłuczenie do oporu słabszych przeciwników aby rozwinąć postacie jest zbyteczne, bo trudność walk jest rozsądnie zwiększana wraz z postępem scenariusza.
Gra ma również sporo mini-gierek, płynnie w niej umieszczonych, bo nie zakłócają przebiegu gry. Wręcz część wpleciono w bieg fabuły. Są ciekawym urozmaiceniem rozgrywki, które ją umila bez zmuszania nas do męczenia się aby zdobyć jakiś supermiecz czy znakomity pancerz. Po za tym - no co to za festiwal bez gier i zabaw?
Gra ma wartką akcję, fabuła nie daje nam chwili wytchnienia, bo ciągle coś się dzieje. Stawia przed nami wyzwania jakie pokonujemy dzięki możliwości podróży w czasie. I pal licho wszelkie paradoksy dziadka i temu podobne, bo to gra, a nie podręcznik do fizyki. Ma stanowić źródło rozrywki i dostarczyć wrażeń, może nawet wzruszeń, co przyznam że się zdarza i mnie. Sama gra ma ponad 13 zakończeń, ale większość możemy odkryć dopiero po przejściu gry dzięki trybowi New Game+ czy rozpoczęcia gry od początku, ale z poziomem, umiejętnościami i ekwipunkiem protagonistów zdobytym przed zakończeniem gry. Bez psucia przyjemności poznawania tychże dodam tylko, że podobnie jak gra: część jest w tonie poważnym, a część wręcz przeciwnie.
Nasze uszy są raczone muzyką w formacie midi i pomimo ponad dwóch dekad na karku ścieżka dźwiękowa jest nadal jedną z lepszych jakie słyszałem. Naprawdę to niesamowite ile można było dać wirtuozerii będąc ograniczonym możliwością tego formatu muzycznego.
Dobra, teraz trochę zdań dla tych co tytuł znają i o jakość konwersji pytają. Na chwilę obecną po wprowadzonych łatkach gra jest zdatna do użytku, choć pomniejsze babolki się zdarzają. Nie są to jednak błędy uniemożliwiające spokojną grę i marudzić będą tylko malkontenci i fanatyczni jej wyznawcy. Gra przypomina wersję z Playstation, choć brakuje bestiariusza. No i nie idzie zrobić zrzutu ekranu z filmików poprzez Steam, bo otrzymujemy czarny ekran jako obraz. Dialogi lekko uwspółcześniono, więc może wystąpić lekki dysonans. Dodano za to nową zawartość, choć tu opinię mam niejednoznaczną. Z jednej strony dobrze, że mam możliwość odkrycia czegoś nowego, ale z drugiej miałem odczucie że jest to dorzucone jakby na siłę i nie czuć w tym jedności z główną linią fabularną, jak było choćby z zadaniami pobocznymi pod koniec gry. Gra ma też osiągnięcia, każde jest powiązane z odpowiednim zakończeniem.
Osoby, które grałyby w tę grę:
Doktor Who
Gottfried Plattner
Albert Einstein
Osoby, które nie grałyby w tę grę:
Cthulhu
Brutus
Richard Dawkins
Metryczka
Grafika |
80% |
Muzyka |
100% |
Grywalność |
90% |
|
|
Ocena końcowa |
90% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Procesor Intel Core i3 2.3GHz, 4 GB RAM, karta grafiki Intel HD Graphics 530, 2 GB HDD, Windows 7
|
|
Autor: Ksiądz Malkavian
|
|
|