Jedne z najprzyjemniejszych wspomnień w mej karierze gracza wiążą się z serią gier przygodowych francuskiego studio Cryo, zatytułowanych Atlantis. Były to gry o niebanalnej oraz coraz piękniejszej, mieniącej się tysiącem barw grafice, ciekawej, czasami wręcz porywającej fabule, zagadkami, których poziom trudności ewoluował od wymagającego aż po ocierający się o opary absurdu, a także niesamowitą, bajeczną, porywającą, wzbudzającą podziw i wzruszenie, a także godną tysiąca innych pochwał i superlatyw oprawę muzyczną, którą po dziś dzień uważam za jedno ze szczytowych osiągnięć całej branży. Niestety, Cryo zbyt szybko postanowiło zacząć odcinać kupony od tego sukcesu, a pęknięcie internetowej bańki mydlanej fatalnie odbiło się na jego kondycji, tak iż pochłonęło je otchłań bankructwa. Wbrew więc zakończeniu trzeciej odsłony cyklu o Atlantydzie wydawać się mogło, iż to już koniec serii.
W 2004 roku w odległym zaodrzańskim świecie wydana jednak została kolejna gra sięgająca korzeniami do sztandarowego osiągnięcia
Cryo, niestety nad Wisłą zawitać mogła ona dopiero po, bagatela, niespełna sześciu latach. Chwała jednak
IQ Publishing za podjęcie tego trudu.
|
Nasze nieogolone alter ego
|
Atlantis: Evolution, bo tak brzmi oficjalny tytuł gry, jak można się domyślić po braku cyferki „4” w nazwie, nie jest bezpośrednią kontynuacją dotychczasowych przygód, nie będzie też nam dane uświadczyć losów dotychczasowych bohaterów. Naszym alter ego – i to wręcz dosłownie, gdyż świat także i tym razem przyjdzie nam postrzegać jego własnymi oczami – jest amerykański fotograf Curtis Hewitt, wracający do ojczyzny statkiem z dalekiej Patagonii. Spokój jednak nie będzie mu dany, gdyż nadchodzi potężny sztorm i należy ratować się przez zajęcie miejsca w szalupie, po czym…do naszych uszu dociera znany znakomicie motyw przewodni całej serii. Co za miła niespodzianka!
Niestety później jednak nie jest aż tak różowo, wpadamy bowiem w łapska kosmicznie ubranych oprawców, naszym zadaniem zaś jest a) uciec z tego u(ś)cisku jak najprędzej i jak najdalej, b) uratować cały (wewnętrzny) świat przez tych niemilców cosmiczną dłonią twardo trzymany. Trzeba przyznać, iż gra ma swój – dość duszny – klimat, a prezentowane lokacje, choć mogą się czasami zdawać atrakcyjne niczym wyjęte z podretuszowanych folderów reklamowych biur turystycznych, to jednak nie wzbudzają u gracza pragnienia pozostania tam dłużej. Trudno bowiem chociaż na chwilę zapomnieć, iż gros ludzkości żyje w prawdziwie zwierzęcych warunkach, ich życiu zaś trudno przypisać jakikolwiek sens. Nie każdemu musi to się podobać, niemniej nie sposób temu odmówić pewnej głębi.
Twórcy gry postanowili wrócić do nasycenia gry elementami o charakterze zręcznościowym, w ilości porównywalnej do pierwszej odsłony serii, wychodząc z – zupełnie mylnego – założenia, iż uatrakcyjni to grę. Niestety, budzą one raczej poirytowanie niźli ekscytację. Co prawda żaden z tych „przerywników” nie wymaga prawdziwie małpiej zręczności, zupełnie obcej miłośnikom gier przygodowych, ale zaliczenie każdego z nich gracz kwituje z ulgą, pozbawioną jakiejkolwiek satysfakcji.
|
Aż dziw, że toto w ogóle jest w stanie oddychać
|
To samo można też zarzucić całkiem licznym mini-grom wplecionym w
Atlantis: Evolution, które można podzielić właściwie na dwie kategoria: pierwsza ma charakter czysto zręcznościowy, czasami są to zwykłe strzelanki lub platformówki rodem z komputerów z pierwszej dekady lat 90. minionego wieku, druga kategoria zaś to zwykłe gry logiczne, niestety mało rozbudowane oraz, co trzeba otwarcie przyznać, mało oryginalne: będziemy mieli do czynienia chociażby z prostą odmianą drzewa Hanoi tudzież pierwszymi czterema planszami gry
Mysz, która było wbudowaną aplikacją systemu Windows 3.1.
Upływ czasu od premiery gry najbardziej widać w warstwie graficznej gry, która niestety obecnie już zupełnie trąci myszką. Mam jednak wrażenie, iż gry przed sześciu laty także wyglądały dużo lepiej, a już z pewnością druga i trzecia odsłona serii. Właściwie przez cały czas towarzyszyło mi wrażenie, iż twórcy po prostu dostosowali silnik
The Lost Tales do wymyślonej przez siebie fabuły, właściwie weń nie ingerując.
Z powyższego powodu trudne do pojęcia dla mnie były wymagania sprzętowe, gdyż właściwie nie miały one żadnego przełożenia na efekt końcowy. Pragnę tylko wytłumaczyć w tym miejscu, iż niebagatelna ilość 4 Gb przestrzeni na twardym dysku, którą trzeba poświęcić na potrzeby tej gry, znajduje to uzasadnienie, że po zakończeniu instalacji płytkę DVD możemy schować do pudełka, a następnie odstawić na półkę, nie będzie bowiem potrzeby sięgania po nią ponownie, nas zaś nie będą irytowały momenty przerwy na dogrywanie kolejnych animacji oraz lokacji – gdyż takich chwil po prostu nie będzie.
|
Uwierzcie, iż może być jeszcze bardziej czerwono...
|
Wielkim atutem gry jest z kolei – niespodzianka! – muzyka towarzysząca naszym poczynaniom. Tu twórcy zdecydowanie byli najbliżej poziomu poprzedników, a mianowicie Pierre’a Estève’a, współtwórcy soundtracka do pierwszej odsłony serii oraz samodzielnego autora ścieżki muzycznej
Atlantis 2. Słowa te powinny wystarczyć za wszystkie możliwe pochwały.
Niestety, poziomowi muzyki oraz klimatu nie odpowiada warstwa fabularna. Opowieść, którą snują twórcy jest nielogiczna oraz, co gorsza, niezbyt ciekawa. Owszem, zdarzało mi się dostrzec u siebie objawy „syndromu jeszcze jednej zagadki”, ale było to raczej przejawem wiary w to, iż zaraz, za chwilę, za moment w końcu zdarzy się coś ciekawego, a historia rozkręci się na całego. Nic z tego! Równie bolesna była świadomość, że prezentowane wydarzenia nie pozostają w jakimkolwiek związku z opowieściami snutymi wcześniej przez
Cryo, ba, niejednokrotnie pozostawały z nimi w sprzeczności – ot, choćby co do przyczyn kresu pierwotnej Atlantydy. Nawiązania do poprzedniczek są bardzo, bardzo luźne i właściwie sprowadzają się tylko do wykorzystania niektórych rekwizytów, w postaci podniebnych statków.
Atlantis: Evolution poza tytułem niewiele łączy z poprzedniczkami. Nie zmienia to jednak faktu, iż w chwili obejrzenia outro… poczułem żal, że to już jest koniec. Choćby za umiejętność wywołania u mnie – starego wyjadacza – tej emocji nie mogę sobie pozwolić na odsądzenie twórców od czci i wiary, nie udało się to bowiem autorom wielu ładniejszych i ciekawszych gier. Niemniej nostalgia za
Cryo pozostaje.
Metryczka
Grafika |
30% |
Muzyka |
85% |
Trudność |
45% |
Grywalność |
55% |
|
|
Ocena końcowa |
55% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Pentium III 1 GHz, 128MB RAM, karta grafiki 32MB, 4GB HDD.
|
|
Autor: Klemens
|
|
|