Lubię serię Assassin’s Creed. I choć nie jestem oddanym psychofanem tej serii gier, to jednak w każdą większą odsłonę zdarzyło mi się zagrać, a praktycznie wszystkie przejść (za wyjątkiem Assassin’s Creed: Syndicate, ale i to zamierzam nadrobić). W przypadku Assassin’s Creed Odyssey po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu zdecydowałem się zamówić grę w pre-orderze. Kilka dni przed premierą ukończyłem Assassin’s Creed: Origins i spodziewałem się, że podróż to starożytnej Grecji będzie jeszcze przyjemniejsza. Była to jedna z najlepszych decyzji zakupowych jaką podjąłem.
Jest to tym dziwniejsze, że
Origins w pewnym momencie po prostu najzwyczajniej w świecie mnie znudził. Praktycznie wszystkie zadania główne i poboczne sprowadzały się do następującego schematu: idziesz do zleceniodawcy zadania po jakiś przedmiot/informacje/cokolwiek. Zleceniodawca akurat ww. nie posiada, bo akurat tak się złożyło, że żołnierze/bandyci porwali bliskiego zleceniodawcy/potrzebny przedmiot i trzeba iść do kryjówki/fortu/obozu wojskowego, żeby uwolnić/odzyskać bliskiego/przedmiot. Pod koniec gry gdy się to zrobiło, to dochodziła jeszcze faza druga, która od fazy pierwszej różniła się tym, że trzeba było pójść jeszcze do drugiego obozowiska/warowni. I przez pierwsze kilka godzin specjalnie to mi nie przeszkadzało, później stawało się po prostu nużące.
Ale chwila moment, mieliśmy rozmawiać o
Odyssey a nie o
Origins. Nim do tego przejdę wspomnę tylko, że w poprzedniej odsłonie wiele rzeczy zostało w grze odświeżonych jak choćby system walki. W najnowszej części system ten został jeszcze bardziej przerobiony i jest po prostu fantastyczny. I jakkolwiek tym razem nasza postać nie może nosić i używać tarczy (co zupełnie mi nie przeszkadza), to jednak walki w
Odyssey są bardzo wygodne i satysfakcjonujące. Postać można rozwijać za pomocą trzech różnych drzewek umiejętności: łowcy, wojownika i assassyna. Łowca skupia się na umiejętnościach walki za pomocą broni dystansowych, czyli łuków, wojownik skupia się na mieczach, toporach i innych sztyletach, zaś assassyn skupia się na cichym likwidowaniu celów. Nic oczywiście nie stoi na przeszkodzie, by mieszać te trzy style, co zresztą polecam zrobić.
Akcja gry ma miejsce w 431 roku przed naszą erą w starożytnej Grecji. Okres jak dla mnie fantastyczny i bardzo ciekawy. Po raz pierwszy w serii gracz może wybrać czy protagonistą w grze będzie mężczyzna czy kobieta. Tej decyzji nie można już zmienić w trakcie rozgrywki, co oczywiście ma sens. Osobiście wybrałem postać Kassandry, czyli dziewczyny, jakoś w grach bardziej wolę kierować kobiecymi postaciami. Poza tym Kassandra ma dużo lepszy głos niż Alexios. Ciekawą nowością w serii jest to czy chcemy mieć znaczniki zadań i celów misji na mapie czy też nie. Sam
Ubisoft sugeruje, że gra była projektowana pod tę drugą opcję. Niewątpliwie jest ona ciekawa, ale zdecydowałem się grać „po bożemu” ze znacznikami. Jakoś nie lubię wskazówek typu „idź do gospodarstwa, tam skręć w prawo, a następnie kieruj się na zachód”. Pewnie dlatego, że do takiego gospodarstwa nie raz i nie dwa zdarzyło mi się dojść od niewłaściwej strony. Nie zmienia to faktu, że w
Odyssey jest ożywczy powiew świeżości.
Nim jednak dane nam będzie pokierować główną bohaterką gracz ma możliwość (a wręcz obowiązek) wziąć udział w sławetnej bitwie 300 Spartan pod Termopliami pod wodzą Leonidasa, w którego zresztą na krótki moment się wcielamy. Wspominam o tym nie przypadkowo.
Assassin’s Creed Odyssey nie tylko opiera się na danych historycznych, ale też tam gdzie to możliwe, i pozytywnie wpływające na grywalność, odnosi się także do dzieł popkultury. Mamy więc i osiągnięcie o wdzięcznej nazwie „This is Sparta!”, a nawet zdolność postaci, która sprawia, że postać kopie, mocno i skutecznie, która to zresztą towarzyszyła mi przez całą grę. Jeśli nie oglądaliście jeszcze filmu
„300” polecam przed zagraniem w grę nadrobić zaległości. Takich różnych odniesień i smaczków do różnych filmów i nie tylko jest całą masa, ot popatrzcie choćby w jaki sposób nasza protagonistka ma ułożoną rękę kiedy chodzi po polu ze zbożem. No chyba w końcu ponownie obejrzę film
„Gladiator”, tak dziwną mam jakąś ochotę... Te wszystkie drobnostki sprawiają, że gra wciąga oraz angażuje, a przez to robi się coraz fajniej.
Fabuła jest ciekawa. Nie będę tutaj zdradzał spoilerował, powiem tyle, że jak na serię
Assassin’s Creed naprawdę daje radę. Czasami zmusza do przemyśleń, czasami puszcza oko do gracza i można się pośmiać, a innym razem jest poważna. Co ciekawe mamy niejako trzy wątki główne, każdy z własnym zakończeniem. Choć oficjalną kampanią jest ta o perypetiach i kłopotach rodzinnych naszej bohaterki, to jednak warto ukończyć wszystkie.
Ubisoft postanowił w
Assassin’s Creed Odyssey pójść jeszcze bardziej w stronę cRPG. Mamy więc tutaj nie tylko możliwość wpływania na dialogi, aczkolwiek zazwyczaj mamy tylko dwie, góra trzy opcje dialogowe. Nie zmienia to faktu, że niektóre zadania możemy wykonać na kilka różnych sposobów, a co więcej czasami gracz jest zmuszony podjąć jakąś decyzję, która zemści się lub pomoże po kolejnych kilku godzinach gry. Postać zbiera punkty doświadczenia i awansuje na kolejne poziomy. Po awansie dostajemy jeden punkt zdolności, a także nasze ataki oraz zdrowie są coraz wyższe. Oczywiście
Odyssey nadal jest głównie grą akcji, niemniej jednak bardzo podoba mi się coraz śmielsze zmierzanie w stronę cRPG.
Po długiej nieobecności powróciły w końcu statki i bitwy morskie. Na szczęście dla tych, którzy nie lubią tego elementu, jest on prawie całkowicie opcjonalny. Czasem trzeba gdzieś przepłynąć, a po drodze zdarza się napotkać wrogie okręty, to jednak da się je także bez problemu ominąć. Jako że akcja ma miejsce w starożytnej Gracji nie mamy do dyspozycji armat jak w
Assassin’s Creed IV: Black Flag, lecz „jedynie” łuki i oszczepy, niemniej jednak bitwy morskie są niezmiernie przyjemne. Zresztą jeżeli chodzi o walkę, w tej grze to też jest ona po prostu fajna i wygodna. I o ile na początku starałem się eliminować cele po cichu, to jak w końcu się przekonałem do walki za pomocą broni białej, tak już nie mogłem przestać. Walka w połączeniu ze zdolnościami jest po prostu fajnie i efektownie zrobiona. Bardzo mi się spodobały wielkie bitwy, w których gracz może wziąć udział. Są dobrze zrobione, wymagające, ale i uczciwe, a przez to satysfakcjonujące.
Jeżeli chodzi o grafikę to uważam, że nowa odsłona
Assassin’s Creed jest jedną z najładniejszych gier w jakie w ogóle grałem. Posiadam „zwykłą” PlayStation 4. Bardzo często zdarzało się, że przysiadałem na jakimś punkcie widokowym i podziwiałem okolicę. Pod względem graficznym jest to naprawdę niesamowita gra. Muzyka i dźwięk też dają radę, choć nie miałem tutaj takiego odczucia „łał” jak choćby przy soundtracku do
Black Flag. Niemniej jednak jest bardzo dobrze.
Niestety pomimo wydania kilku patchy nadal zdarza się, że czasem gra po prostu najzwyczajniej w świecie się zawiesi w dość nieoczekiwanym momencie. I jest to powód dla którego nie wystawię maksymalnej oceny. Po prostu kilka razy problem ten bardzo mnie zirytował. Nie zdarza się na szczęście często, czasem podczas kilkugodzinnej sesji nie wystąpił ani razu, niemniej jednak problem nadal istnieje i irytuje.
Bardzo polecam zagrać w
Assassin’s Creed Odyssey. Moim zdaniem jest to najlepsza odsłona serii. Spędziłem z nią już wiele godzin, a jeszcze więcej zamierzam jej poświęcić. Jest to świetna gra, osadzona w bardzo ciekawym okresie historycznym. A humor i pójście w stronę cRPG sprawia, że bardzo trudno się od niej oderwać. W grze odnajdą się nawet ci, którzy do tej pory nie grali w żadną odsłonę. Naprawdę warto zagrać!
Metryczka
Grafika |
100% |
Muzyka |
90% |
Grywalność |
100% |
|
|
Ocena końcowa |
90% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Intel Core i7-3770 3.5 GHz / AMD FX-8350 4.0 GHz, 8 GB RAM, karta grafiki 4 GB GeForce GTX 970 / Radeon R9 290 lub lepsza, 46 GB HDD, Windows 7(SP1)/8.1/10 64-bit
|
|
Autor: Wojman
|
|
|