Pierwotnie będąca ledwie projektem na game jam (którego tematyką było „found footage”), Amanda the Adventurer trafiła do sprzedaży jako znacznie większa i pozwalająca na większą interakcję produkcja. Czy jednak jest warta swojej ceny i czy warto czekać na zapowiedziany już sequel?
Gramy jako dziewczyna o imieniu Riley, która właśnie odwiedza otrzymany w spadku dom cioci Kate. Na strychu odnajduje stary, obdrapany telewizor z odtwarzaczem oraz tajemniczą kasetę z nagranym na niej odcinkiem wiekowego serialu edukacyjnego dla dzieci – „Amanda the Adventurer”. Choć pozornie jest to zwyczajna produkcja dla młodszych dzieci, kolejne kasety pokazują iż postać Amandy kryje za sobą dziwną tajemnicę, którą ciocia usiłowała najwyraźniej rozwikłać, sądząc po pozostałych znaleziskach na strychu.
Gra działa w konwencji podobnej do popularnych escape roomów, ale też dodając do tego motyw tzw. analogowego horroru (wykorzystanie starej technologii jako kluczowego elementu – tutaj VHS), a także maskotkowego horroru (z „przyjaznymi dzieciom” postaciami jako antagonistyczną siłą). Przez całą rozgrywkę siedzimy na strychu domu, rozwiązując zagadki, szukając poszlak i nowych kaset poukrywanych często w niezwykłych miejscach. Najważniejszy jest jednak odtwarzacz i oglądane przez nas kasety. W trakcie oglądania kolejnych taśm często będziemy proszeni też przez Amandę o na przykład „powiedzenie” odpowiedniego słowa lub wskazanie przedmiotu czy miejsca, wzorem programów takich jak
„Dora the Explorer” (pl.
„Dora poznaje świat”). W zależności jak będzie wyglądać nasza interakcja ze światem Amandy możemy napatoczyć się na różne zakończenia, choć na początek, nie mając odpowiednich informacji, będziemy raczej zmuszeni dojść do tego złego.
W stosunku do pierwowzoru płatna wersja
Amanda the Adventurer jest ogromnym skokiem naprzód, w szczególności jeżeli mówimy o samej rozgrywce. Już nie tylko wrzucamy kasety do odtwarzacza i wpisujemy słowa gdy gra nam na to pozwala. Grafika nie jest oczywiście niesamowita, ale jest na tyle dobra aby ładnie oddzielić grubą kreską nasze buszowanie po strychu oraz celowo niepiękne odcinki „Amandy”, naśladujące estetyką pierwsze próby robienia animacji dla dzieci w 3D. Do tego dochodzi znacznie większa liczba kaset zawierających postarzone nagrania live action, które świetnie wpisują się w tajemnicę.
Jeżeli chodzi o udźwiękowienie – jest całkiem dobrze. Choć muzyka jest dość sporadyczna i większość czasu na strychu towarzysza nam tylko dźwięki starego domu, na pierwszy plan wysuwają się oczywiście nagrania. Mamy tu bardzo fajnie podłożone głosy Amandy i jej kolegi Wooly’ego, ale też całkiem nieźle wykonane wspomniane wcześniej segmenty live action. Począwszy od nagrania programów z lokalnej telewizji do home video, wszystko wypada dość dobrze.
Amanda the Adventurer nie jest tytułem wymagającym, aczkolwiek wymaga pewnej dozy spostrzegawczości. Zagadki są przyjemne, choć ciut łatwe. Problemem gry jest jej zdecydowana krótkość w stosunku do ceny – czterdzieści złotych wydaje się na taki tytuł troszkę przesadą. Nie jest to też gra dla ludzi, którzy mają po dziurki w nosie maskotkowego i analogowego horroru. Wszyscy pozostali mogą ze spokojem poszukać gry w mniejszej cenie… a potem czekać na sequel, który być może trochę rozjaśni tajemnicę Amandy.
Metryczka
Grafika |
60% |
Muzyka |
70% |
Grywalność |
65% |
|
|
Ocena końcowa |
65% |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 |
20 |
30 |
40 |
50 |
60 |
70 |
80 |
90 |
100 |
|
+ / -
Wymagania systemowe
Procesor 2 GHz, kartla graficzna NVIDIA GeForce 470 GTX lub AMD Radeon 6870 HD, 4 GB RAM, 2 GB HDD, Windows 7
|
„FaultyGear”
|
Autor: FaultyGear
|
|
|