Jest połowa XXI wieku. Po ogromnym wstrząsie Dnia Przekroczenia i po erupcji superwulkanu Yellowstone, ludzkość sięga wciąż dalej w Długą Ziemię. Społeczeństwo ewoluuje, na zniszczonej Ziemi Podstawowej i poza nią. Pojawiają się nowe wyzwania.
Podstarzały i gderliwy SI, Lobsang, zamieszkuje z Agnes na egzotycznym i dalekim świecie. Postanowili wieść normalne życie w New Springfield – adoptowali nawet dziecko. Wydaje się jednak, że nie trafili tam przypadkiem. Krążą pogłoski o dziwnych zjawiskach na niebie, o strachach... Coś jest w tym świecie nie tak…
Miliony kroków od tego miejsca, Joshua dowiaduje się o ojcu, którego nigdy nie znał, i odkrywa sekretną historię rodziny. Nagle niespodziewanie otrzymuje pilne wezwanie z New Springfield.
Lobsang zaczyna rozumieć wagę tego, co dzieje się pod powierzchnią jego świata – i zagraża wszystkim światom Długiej Ziemi. Aby z tym walczyć, potrzebne są połączone wysiłki ludzkości, maszyny i superinteligentnych Następnych. A niektórzy muszą złożyć ostateczną ofiarę.
Cykl „Długiej Ziemi” jest jednym z ciekawszych, do których przyłożył rękę (a właściwie pióro
Terry Pratchett), śmiem twierdzić, że bardziej zajmujący od ostatnich odsłon serii
„Świata Dysku”. Być może przyczyną tego stanu był fakt znacznego zaangażowania drugiego autora. O dziwo jednak, doczekał się on czwartej odsłony, powstałej w ostatnich miesiącach życia pierwszego ze wspomnianych pisarzy, stanowiąc niejako jego memento, przeczuwane epitafium.
Bohaterami
„Długiej Utopii” są już znane czytelnikowi postacie, ale niejako w nowych szatach, które można sprowadzić do pojedynczego terminu starości i jawiącego się gdzieś na horyzoncie widma Odejścia. Dotyczy to zresztą nie tylko danych osób, ale i zamieszkiwanego przezeń świata.
Proste i banalne rozwiązania zawsze były obce pratchettowskiej prozie i nie inaczej jest w przypadku
„Długiej Utopii”, która została zakończona w sposób otwarty na kontynuację, ale po zakończeniu lektury czytelnik musi poważnie się zastanowić, czy w istocie by sobie jej życzył.
Niebanalna jest także refleksja nad osobą Boga, nie pierwszy raz się pojawiająca i kolejny raz stroniąca od prostej recepty – czytelnik w istocie nie wie jakie ostateczne stanowisko zajmują autorzy. Ot, taki typowo pratchettowski żarcik.
„Długa Utopia” jest książką utrzymaną w podniosłej atmosferze, mimo że czasami tyczącą się tematów banalnych lub prosto wieńczących poszczególne wątki. To nie jest przykład prostej i lekkiej lektury – satysfakcjonuje, lecz i, paradoksalnie będąc po części dystopią, porusza.
|
Autor: Klemens
|
|
|