Zbiory opowiadań są tworami specyficznymi, z natury rzeczy ich tematyka jest różnorodna i do rzadkości należą przypadki, gdy tworzą one jakąś spójniejszą całość. Co więcej, niejednokrotnie poziom składających się nań tekstów jest różny, historie wybitne mieszają się z przeciętnie udanymi czytadełkami, niejako upchanymi dla zwiększenia objętości tekstu. Niemniej jednak przywary te zwykły obarczać nawet najwybitniejsze dzieła gatunku, by wspomnieć chociażby „Bajki robotów” czy „Cyberiadę” Lema, takoż po książkę opatrzoną nazwiskiem Teda Chianga sięgnąłem z otwartą głową i przyznając jej stosowny kredyt zaufania.
Antologia rozpoczyna się dość nietypowym dla fantastyki utworem, a mianowicie autorską interpretacją biblijnej historii wieży Babel, czyli ludzkiego zamierzenia sięgnięcia – jak najbardziej dosłownie – niebios. Rzecz jasna nie jest to wyzwanie na rok czy dwa, ale mierzone nawet nie pokoleniami, lecz wiekami, wzniesiona już budowla przyprawia bowiem o zawrót głowy i/lub nadwyrężenie mięśni szyjnych przy zadzieraniu głowy w poszukiwaniu jej wierzchołka, na wyższych jej kondygnacjach żyją ludzie, którzy nigdy nie mieli prawdziwej ziemi pod stopami i bynajmniej nie odczuwają pragnienia zetknięcia się z nią, oczywiście w kontrolowanych warunkach. Tu jednak zbieżność z tekstem
Księgi Rodzaju się kończy, autor wykazuję autonomię w snuciu fabuły, której zakończenie, choć różne od pierwowzoru, tym niemniej zaskakująco wręcz koreluje z jego duchem.
Kolejne opowiadania, zdawać by się mogło, wracają w utarte dla literatury sci-fi koleiny, mamy bowiem do czynienia z inżynierią genetyczną, tajemniczymi korporacjami i spiskami, wybitnymi matematykami, a w końcu liczącymi sobie siedem odnóży kosmitami oraz steampunkową golemową rewolucją przemysłową. I jakkolwiek teksty te cechuje warsztatowa doskonałość, bardziej wprawiony czytelnik bez problemu jest w stanie wskazać teksty chociażby
Philipa K. Dicka czy wspomnianego wyżej
Stanisława Lema, w których podobne zagadnienia były w podobny sposób rozważane.
Autentyczną siłą prozy i refleksji
Chianga są jednak opowiadania z drugiej części recenzowanego zbioru, z krótkim acz treściwym
„Co z nami będzie” na czele, a naprawdę wyśmienitym
„Piekło to nieobecność Boga” jako prawdziwą wisienką wieńczącą tort, choć nie całą książkę. Amerykański pisarz podejmuje w nich bowiem tematykę jeśli w ogóle nie nieobecną w mainstreamie, to z pewnością zaniedbaną, kryjącą w sobie naprawdę jeszcze dziewicze tereny.
Przykład? Ot, choćby wspomniane
„Piekło”, w którym autor wywraca na nice typowe dla tej literatury podejście do problematyki Boga – bynajmniej nie żadnego elfiego czy krasnoludzkiego, lecz jak najbardziej właściwego dla współczesnych wielkich religii monoteistycznych – już bowiem na samym wstępie zakłada jego istnienie – niebudzące zresztą jakichkolwiek wątpliwości, objawienia anielskie są bowiem dość powszechnym zjawiskiem i dobrze udokumentowanym, każdy zaś jest zdolny postrzegać duszę w chwili, gdy opuszcza ona ciało – co jednak rodzi wcale nieoczywiste implikacje.
Ted Chiang lubi ponadto bawić się formą, acz w sposób niemęczący dla czytelnika, w przypadku żadnego z opowiadań nie pełni ona bowiem sztuki dla samej siebie, a „jedynie” narzędzie umożliwiające sprawną i najwłaściwszą narrację. Mamy więc w recenzowanym tomie do czynienia tak z klasycznymi trzecioosobowymi opowieściami, ale także pamiętnikiem, listem, notatką encyklopedyczną, reportażem, a na jakby kolejnym rozdziale
„Baśni z tysiąca i jednej nocy” kończąc.
Zbiór
„Siedemdziesiąt dwie litery” to liczący sobie znaczącą wielokrotność tytułowej wielkości deser na nadchodzące jesienne i zimowe wieczory, doskonały tak na podróże, jak również wydłużające się oczekiwanie w kolejkach za dobrami tudzież usługami deficytowymi. W żadnym razie jednak nie oznacza to, iż jest to literatura miałka czy lekka, nic z tych rzeczy! Przeciwnie, niektórymi myślami czytelnik poszukujący wyłącznie rozrywki mógłby woleć nie być uraczony, acz pisarz bynajmniej nie zalicza się do tych lubujących się w dręczeniu odbiorców wykwitów swego pióra. Warto sięgnąć,
Ted Chiang okazał się rzetelnym dłużnikiem.
|
Autor: Klemens
|
|
|