Jeżeli znalazłeś kasztanowego ludzika, to znaczy, że jest już za późno...
Psychopata terroryzuje Kopenhagę - krwawo morduje swe ofiary, a na miejscach zbrodni pozostawia ręcznie zrobione kasztanowe ludziki. Policja szybko odkrywa, że ślady w tajemniczy sposób prowadzą do dziewczynki, która została uznana za martwą – chodzi o porwaną rok wcześniej córkę minister spraw społecznych. Do jej zabicia przyznał się pewien mężczyzna, a sprawę uznano za wyjaśnioną. Tragiczny zbieg okoliczności czy też te dwie sprawy faktycznie łączy coś mrocznego? Kim jest tajemniczy morderca?
By ocalić niewinnych, detektywi muszą połączyć siły i toczyć walkę z czasem. Ponieważ szaleniec ma misję, która jeszcze się nie skończyła... Nikt nie jest bezpieczny!
Zbrodnia od zawsze stanowiła przedmiot głębokiej fascynacji człowieka – już w otwierających Biblię rozdziałach traktujących o prapoczątkach ludzkiej kondycji pojawia się morderstwo, zwykła ona również stanowić wdzięczny temat dla każdego dziennikarza, tak pisującego na szacownych łamach, jak i publikującego w tabloidach. Od „zwykłych” scysji rodzinnych czy pijackich burd znacznie bardziej pociągające są jednak historie kwalifikowane dodatkowym czynnikiem – jak Kainowym bratobójstwem czy diabolicznie przemyślaną premedytacją. „Kasztanowy ludzik” już na starcie więc mógł liczyć na pewien wydawniczy handicap.
Ostatnimi laty w Polsce popularne stały się kryminały rodem z północnej Europy, choć z reguły dotyczyło to krajów położonych z drugiej strony Bałtyku. Akcja
„Kasztanowego ludzika” rozgrywa się z kolei w Danii, która co prawda nie ma nic wspólnego z jej wyobrażeniem rodem z
„Gangu Olsena” (lata minęły…), nie wykazuje jednak niemal żadnych cech swoistych, łatwo zapomnieć, iż czytelnik nie ma do czynienia ze Szwecją bądź Norwegią.
Autorowi udaje się wprost idealnie zachowywać tempo – całość dzieli się na ponad sto rozdziałów, pojedynczo dość krótkich, ale bynajmniej nie skłaniających do częstego przerywania lektury, wręcz przeciwnie. Mimo ogólnych rozmiarów całości (dość obszernych) trudno którąkolwiek z jej części uznać za „dłużyznę”, nawet jeśli mamy do czynienia ze spowolnieniem akcji, to ma ono swój sens.
Szkoda jednak, że już przed dotarciem do połowy całości co bardziej uważny (lub doświadczony) czytelnik może trafnie zidentyfikować osobę sprawcy, ewidentnie brakuje właściwych chociażby dla pióra
Agathy Christie ślepych uliczek i fałszywych poszlak. Cóż, nie bez przyczyny Brytyjka po dziś dzień jest uważana za mistrzynię gatunku.
„Kasztanowy ludzik” stanowi dość zgrabną lekturę, mimo że momentami „szytą” nieco zbyt grubymi nićmi i mimo wszystko zmierzającą ku nieco rozczarowującemu zakończeniu. Chyba jednak nie zainicjuje on jednak mody na zabawę z kasztanami.
|
Autor: Klemens
|
|
|