Robert M. Wegner to przedstawiciel młodego pokolenia polskiego fandomu, który stanął wobec trudnego zadania „rozruszania” nieco zastygłej w bezruchu „sceny” literatury fantastycznej, jak się zdało nieco przytłoczonej ciężarem osiągnięć Andrzeja Sapkowskiego, Jacka Piekary czy Jarosława Grzędowicza. By się nie porywać od razu z motyką na słońce zdecydował się on na konwencję stosunkowo bezpieczną, a mianowicie antologię opowiadań.
Dlaczego bezpieczną? Mianowicie utwory te zwykły się cechować ograniczoną objętością, pozwalając pisarzowi na uniknięcie pułapki nielogiczności czy niedostatecznego rozbudowania prezentowanego świata. Co więcej, słabsze opowiadanie zawsze można obronić utworem lepszym, autor może sobie pozwolić na „wahnięcie formy”, poprzeczka nie musi być nieodmiennie zawieszona wysoko.
A dlaczego stosunkowo? Otóż
Robert M. Wegner wybrał wariant pośredni – jakkolwiek bowiem poszczególne opowiadania tworzą odrębne całości i możliwa jest ich sensowna lektura w oderwaniu od siebie, tym niemniej niejako składają się one na wspólny wątek fabularny, nawiązujący choć trochę do poprzednich części, co szczególnie jest odczuwalne w przypadku postaci Yatecha z ludu Issaram.
O konstrukcji recenzowanej pozycji wręcz zaskakująco dużo – biorąc pod uwagę współczesne standardy – mówi już sam tytuł książki. Poszczególne opowiadania przedstawiają nam losy postaci zamieszkujących na pograniczu Imperium Meekhańskiego. Co więcej, nie przypadkiem jest wskazanie na oś północ-południe, mamy bowiem tu do czynienia z odpowiednimi obszarami wspomnianego państwa, przy czym
Wegner pozostaje tu wierny wyobrażeniom z tym się wiążącymi, a typowymi dla mieszkańca północnej półkuli – a więc najpierw mamy do czynienia z chłodami, później zaś upałami właściwymi dla pustyń.
Podczas lektury czytelnik potrafi zaprzyjaźnić się z bohaterami, poczuć względem nich sympatię, nawet gdy dopuszczają się czynu w rodzaju mordu na kochance. Niewątpliwie pomaga mu tu przedstawienie poszczególnych postaci w różnych sytuacjach – boju, ale też dyplomacji, pojedynku, jak też dobrowolnego wygnania. Nie bez znaczenia jest również fakt, że główni bohaterowie to osoby, które zwykliśmy nazywać „dobrymi” czy „szlachetnymi” – niewiele jest tu miejsca na wątpliwości, grę cieni i szarości. Jakkolwiek więc czytelnikowi dane jest zetknąć się z intrygami, daleko im do złożoności właściwej dla późniejszej twórczości
George’a R.R. Martina.
Autor czasami zresztą, zwłaszcza w pierwszych swych opowiadaniach, nie może się pozbyć zamiłowania względem kilku popularnych klisz, dwukrotnie popada wręcz w nieznośny patos, stopniowo wszakże zaczyna wykazywać większe i większe dozy oryginalności, pozwalając sobie i swoim postaciom na większe niejednoznaczności i stawiając czytelnika przed koniecznością dokonania oceny, która wcale nie musi być oczywista, a to ze względu na potrzebę rozstrzygnięcia konfliktu wartości, które – każda z osobna – winny być oceniane pozytywnie.
„Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ – Południe” nie są zbiorem wybitnym, acz antologia ta stanowiła dla mnie bardzo przyjemne zaskoczenie, dowodząc dużego talentu autora i pozwalając snuć związane z nim nadzieje na przyszłość. Uważam, że pozycja ta jest dużo świeższa od szeregu innych publikacji dostępnych na krajowym rynku, ale wyróżnia się z tego zalewu nie tylko swoją odmiennością. W mojej ocenie to jeden z bardziej wartościowych debiutów ostatnich lat.
|
Autor: Klemens
|
|
|