Kiedy jesteś sierotą wojenną, świat ma dla ciebie głównie pogardę, odrzucenie, brutalność i ból. Czasem, jeśli akurat masz szczęście, obojętność. Jeśli natomiast do tego jesteś dziewczynką, szczęście ma twoja przybrana rodzina. Zawsze może ubić interes i sprzedać cię za żonę jakiemuś zamożnemu staruchowi.
Rin doświadczyła tego wszystkiego. Jest nikim, jej życie nie ma dla nikogo żadnego znaczenia, nikogo też nie obchodzi jej los. Jeśli chce wydostać się z rynsztoka, w którym się wychowała, ma tylko dwie drogi. Pierwsza wiedzie przez łóżko obmierzłego starca. Druga przez bramę akademii sinegardzkiej – elitarnej szkoły wojskowej. Aby podążyć tą drugą drogą, Rin zrobi wszystko, co tylko leży w ludzkiej mocy. A nawet więcej.
To nie jest historia o potędze nauki, sile przyjaźni czy starciach wielkiej magii. To jest historia o kołach czasu, które nieustępliwie i bezlitośnie mielą ludzkie losy. I o dziewczynie, która zniszczyła cały mechanizm. Kamieniem, bo na miecz była za biedna.
Chiny wkraczają… właściwie chciałem napisać, że „na salony”, ale tak po prawdzie to wkraczają one wszędzie. Chińskie produkty już niekoniecznie kojarzą się z tandetą, wystarczy spojrzeć na coraz powszechniejsze użytkowanie wywodzących się z Kraju Środka laptopów czy telefonów komórkowych, które stanowią li tylko wierzchołek góry lodowej. Dziesięciolecia po zachłyśnięciu się przez Zachód kulturą Japonii z coraz większą fascynacją spogląda on w kierunku Wielkiego Brata Nipponu – i całego regionu. Także na gruncie kultury.
Rebecca F. Kuang to rodowita Chinka, która dziecięciem będąc wyemigrowała (naturalnie wraz z rodziną) z Kantonu – czy też Guǎngzhōu – do Ameryki, wyrastała więc otoczona kulturą Okcydentu, jako żywo będąc jednak zakorzenioną w świecie emocji i wyobrażeń swych przodków. W konsekwencji jej książka jest w istocie adresowana do czytelnika nawykłego do zachodnich kanonów warsztatowych, niosąc jednak z sobą satysfakcjonujący posmak pieprzu i wanilii.
Akcja powieści jednak w żadnym razie nie rozgrywa się w Czung Kuo, lecz krainie fantasy jako żywo stylizowanej na Chiny, choć z epoki stanowiącej po części miszmasz historycznych realiów. Podobnie rzecz się ma z sąsiednimi mocarstwami, czytelnik nie ma bowiem właściwie żadnych wątpliwości, że Federacja Mugen to tyle co Japonia, dość łatwo jest również „odkodować” szereg innych nawiązań.
Przyjęte przez autorkę zabiegi również jednak nie budzą zdziwienia, nie po oszałamiającym sukcesie cyklu o Siedmiu Królestwach pióra
George’a R.R. Martina, ten ostatni jednak bardzo ostrożnie dawkował różne „niesamowitości”, i to nawet gdy przyjmowały one postać smoków. Tymczasem choć magia u
Rebecci F. Kuang pojawia się bardzo późno, to wysuwa się na pierwszy plan, spychając zeń jakikolwiek realizm i niestety dość wiele sensu.
„Wojna makowa” to książka trzymająca w napięciu, dość powściągliwie – i nawet rozważnie – budowanym, której jednak rozdziały wieńczące rozczarowują, rażąc „hollywoodzkością”, nawet jeśli nawiązują one do realnych wydarzeń, które zaistniały chociażby w Nankinie. Docierając do ostatniej strony czytelnik niby ma ochotę poznać ciąg dalszy, wie on jednak dobrze, że będzie on daleki od dominującego wcześniej smaku.
|
Autor: Klemens
|
|
|