Opowiadania egzystują gdzieś na uboczu „w pełni czcigodnej” literatury – wśród ich autorów odnaleźć można światowe gwiazdy pióra, całą czeredę noblistów etc., lecz można odnieść wrażenie, że na miano „prawdziwego” pisarza można zasłużyć dopiero po stworzeniu czegoś, co można by było nazwać „książką”, nawet jeśli miałaby to być nowela. Kierując się tego rodzaju sposobem myślenia łatwo jednak o przeoczenie znakomitych tekstów i ich autorów, do grona zaś tych ostatnich wielu anglofońskich miłośników (i twórców) fantastyki zwykło zaliczać R. A. Lafferty’ego - który do świadomości polskiego czytelnika próbuje się dobijać nie bez trudu.
Teksty amerykańskiego pisarza to opowiadania w pełni zasługujące na owo miano – rzadko kiedy ich wolumen przekracza trzydzieści stron niezbyt gęstego maszynopisu. Przy takich rozmiarach niemałe uznanie budzi fakt, iż czytelnik szybko dostrzega cechy stylu autora, który każdorazowo niejako pozostawia swój znak wodny.
Jego opowiadania niemal bez wyjątku cechują się dość specyficznym poczuciem humoru, przywodzącym nieco na myśl lemowskie
„Bajki robotów”, czasami zresztą dość mocno. Osoby zaniepokojone sugestiami plagiatu czy choćby inspiracji pragnę jednak uspokoić – swego czasu taka w fantomie była po prostu maniera, przez jednych rozwinięta w stopniu wręcz mistrzowskim (
Terry Pratchett się kłania, z dygnięciem), przez większość zarzucona i nawet zapomniana.
Dobrane do antologii teksty dość ładnie się zestarzały – autor konstruując wizje przeszłości nie skupia się na postępie naukowym czy technologicznym (sugestie takowego należy traktować z przymrużeniem oka), lecz raczej na bardziej uniwersalnych wartościach, chociażby takich jak miłość i potrzeba obecności drugiego człowieka.
Inna sprawa, że
R.A. Lafferty mógł być odważnym i śmiałym – a przez to i niedocenionym – prekursorem niektórych wątków i technik w swoich czasach, ale zaryzykuję tezę, iż wielu uczniów już go przerosło. Ot, dola gigantów, na których barki wspinają się kolejni…
Raphael Aloysius Lafferty to pisarz już trochę niedzisiejszy, którego teksty z pewnością nie spotkają się z nabożnym zachwytem wszystkich ich dwudziestopierwszowiecznych czytelników. Czuć w nich, że nie zostały one stworzone tylko dla pieniędzy czy wskutek „konieczności” pisania. Nie są one doskonałe jak i ich autor takowym nie był – ale niewątpliwie są one autentyczne.
|
Autor: Klemens
|
|
|