Wyobraź sobie, że wyruszyłeś w podróż życia. Zostawiłeś dzieci, żonę i kota w domu, a sam poleciałeś do Afryki, żeby zdobyć najwyższy szczyt kontynentu. Twój cel został osiągnięty. Wpisałeś się na listę podróżników i pełnemu dumy pozostało ci jedynie kupić pamiątki dla całej rodziny.
Właśnie tak rozpoczyna się debiutancka powieść
Mariana A. Noconia pt.
„Wszystko się zmienia”. I trzeba dodać, że rozpoczyna się na tyle gwałtownie, że czytelnik może poczuć się zdezorientowany. Bohater wylatuje z Warszawy, w jednym zdaniu opisując pożegnanie z rodziną i bach, już jest w Kenii, a za chwilę następną zdobywa Kilimandżaro. To wszystko podane wyjątkowo bezpłciowo i bardzo płytko może na samym początku poważnie zniechęcić do lektury. Prostota języka bohatera trochę razi i zniechęca do czytania, tym bardziej, że nic ciekawego się nie dzieje, co nie znaczy, że wydarzeń jest mało. Akcja tak bardzo pędzi do przodu, że czytelnik może zapomnieć co działo się kilkadziesiąt stron wcześniej.
Co takiego spotyka naszego bohatera? Ciężko to krótko opisać, choć autorowi poszło w sposób mistrzowski. Po nagłych atakach terrorystycznych w Europie następuje chaos. Kolejne gospodarki załamują się, wybuchają epidemie, a Unia Europejska kompromituje się rozwiązując natychmiast międzypaństwową współpracę. Bohater dowiaduje się o tym zaraz po zejściu ze szczytu. Afryka okazuje się upragnionym azylem dla mieszkańców zniszczonej Europy, ale on wraz z pozostałymi alpinistami postanawia wrócić do kraju, aby pomóc swoim bliskim.
Patetyczna fabuła bywa naprawdę naiwna. Alpiniści podczas swojej odysei doświadczają wielu nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności. Widać paradoksy i sprzeczności, przez które nie chce się dalej czytać. W powieści
Noconia wszystko się zmienia tak szybko, że nie sposób ogarnąć wydarzeń bieżących, a już mamy do czynienia z kolejnymi.
Język powieści wydaje się drastycznie prosty. Akcja gna niczym jeździec bez głowy, pozbawiona opisów, przemyśleń i metafor. Ta sucha relacja z wydarzeń na pewno nie porywa i nie pozwala się lubić. Dodatkowo nie poznajemy nawet imienia głównego bohatera. Ot, prosty chłopina, bez przeszłości włóczy się po Afryce z nie bardziej barwną kompanią. Akcja opiera się na prostym schemacie przeszkód i rozwiązań, które zawsze kończą się przewidywalnym sukcesem. No a zakończenie… zawiodłem się, naprawdę.
Tym bardziej, że dwa ostatnie rozdziały nie były takie złe. To w nich autor już nie na żarty pokazał na co go stać. Obraz zniszczonej Europy nawiązywał do drugiej wojny światowej i potrafił zmrozić krew w żyłach.
Marianowi Noconiowi bardzo dobrze wyszły opisy spustoszonej Polski, więc nie wiem czego się wstydził na początku książki. Można było się w nie wciągnąć i wpaść w wir wydarzeń, które miały głębie i były bardziej emocjonalne.
Trudno oceniać książkę do połowy, ale
„Wszystko się zmienia” wygląda jakby autor powrócił do jej pisania po jakimś czasie z nowym warsztatem. Powieść na pewno nie jest zła. Przedstawia wizję świata wyjątkowo ciekawą i jest pewnym ostrzeżeniem. Tylko, że jej problemem jest zbyt wiele akcji, którą chce się wcisnąć za wszelką cenę na jak najmniejszą liczbę stron. Dodatkowo zdarza się natrafić na kilka błędów, co świadczy o kiepskiej redakcji. Jednak ponieważ to debiut można na to przymknąć oko, no bo ciężko na początku kariery od razu podpisać umowę z
Wydawnictwem Literackim.
Książkę oceniam na
5,5/10
|
Autor: WSP
|
|
|