Seks, narkotyki i wielkie pieniądze – czy przy takiej mieszance książka potrzebuje jeszcze jakiejkolwiek rekomendacji? Chyba jednak tak, zważywszy na okoliczność, ile na rynku jest mdłych powieści i powieścideł, których całą fabułę można streścić właśnie do tych trzech słów. Mało tego, jak się zdaje, słowa te sugerowałyby raczej dzieło marne, ot, dziełko. W przypadku książki Jordana Belforta nie jest to jednak takie proste.
Jedną z podstawowych przyczyn tej niejednoznaczności jest autobiograficzny charakter przedmiotowej pozycji – autor nie musiał tu niczego wymyślać, a przynajmniej znowu nie tak wiele, wystarczyło mu tylko sięgnąć pamięcią i przywołać wydarzenia z własnej przeszłości, im bardziej nieprawdopodobne, tym lepiej, bo prawdziwe lub za takowe uchodzące.
Autora poznajemy jako młodego wilczka wkraczającego na scenę Wall Street, bardziej zahukanego niźli sprawiającego wrażenie drapieżnego samca, którym staje się kilka lat później. A no właśnie, jednym z większych mankamentów książki jest to, że nie dane nam będzie zobaczyć tej przemiany – ot, niczym za pstryknięciem palcami czy dotknięciem magicznej różdżki przyzwoity biedak staje się skrajnie nieprzyzwoitym bogaczem. Pewnie zaś niejednego czytelnika, z niżej podpisanym włącznie, intrygowałby przebieg całego tego procesu „pomiędzy”.
Narratorowi – czy też autorowi – towarzyszymy przez kilka lat, obserwując jego zapasy z konkurencją oraz organami ścigania, wszystko to zaś w oparach narkotyków, w towarzystwie (licznych) prostytutek przy coraz dziwaczniejszych rozrywkach, gdzie bynajmniej rzucanie karłem do celu nie jest najbardziej wymyślną.
Niemała część powieści dotyczy jednak też innych zapasów narratora, mianowicie z samym sobą i swoim uzależnieniem, które prowadzi go coraz niżej i niżej, aż zaczyna się rozlegać pukanie od strony piekieł. O dziwo jest to opowieść zaskakująco optymistyczna, wręcz myląco.
Czasami jednak pojawiają się pytania o szczerość autora. Nad niektórymi tematami prześlizguje się on z zadziwiającą łatwością, co rodzi podejrzenie, że z pewnymi „smrodami” nie chciał jednak się konfrontować, przewidując, że sympatia czytelnika zostałaby przezeń utracona, a trudno nie pozbyć się wrażenia, że to właśnie na niej autorowi zależy najbardziej.
„Wilk z Wall Street” jest pozycją ciekawą, acz pozostawiającą pewien niedosyt. Wbrew pozorom nie jest ona tak tanią pożywką dla mas, ale i osoby poszukującej głębszej treści nie jest w stanie zaspokoić. Pewnie swoją rolę odegrały tu względy edytorskie, acz z pewnym uszczerbkiem dla koherentności całości. Mimo to, jest to książka warta przeczytania, tylez prawdziwa, co nieprawdopodobna.
|
| Autor: Klemens
|
|
|
|
|
Tytuł :
