Spotykają się w Barcelonie – polski pianista i hiszpańska mecenaska sztuki. W pierwszej chwili nic nie zapowiada, że połączy ich coś więcej niż tylko jeden wspólny wieczór. Powoli rozkwitająca znajomość zmienia się w zderzenie żywiołów. I choć Beatriz nie rozumie, dlaczego ulega Witoldowi, nie potrafi oprzeć się zachwytowi, który dostrzega w jego oczach. Widzi i czuje, że dla kogoś jest najważniejsza na świecie.
Podróże kształcą, głosi stare porzekadło, a jedną z płynących zeń nauk jest nieoczywistość i lokalność wiedzy, skojarzeń i sposobów myślenia traktowanych w kategoriach naturalnych i powszechnych. Zdobycie tej wiedzy sprawia nieraz, iż tym bardziej czułym się staje na punkcie własnej specyfiki, sposoby jej percepcji przez tych, których określa się mianem obcych. Niejeden polski czytelnik z pewnością wypatruje wszelakiej maści poloniców, lecz w przypadku książki noblisty sprzed dwóch dekad takowy ujawnia się już w tytule.
„Bohater” omawianej powieści - o ile w ogóle przyjąć, że zasługuje on na takie miano - jest kimś, w którym niejeden mieszkaniec kraju nad Wisłą w istocie odnajdzie swoje własne ślady, lecz zarazem nie będzie mu łatwo się z nim zidentyfikować. Ten ostatni stan jest wypadkową wielu elementów - między innymi mocno nietypowej profesji czy powiązanej z nią przynależności do pewnego rodzaju elity, co wszak w przymusowo egalitarnym społeczeństwie już wzbudza nieufność.
Warto jednak przedmiotową książkę odczytywać z innej perspektywy, właściwej dla samej narratorki, którą również niełatwo uznać za typową przedstawicielkę społeczeństwa, w którym wyrosła. Reprezentowana przez nią socjeta jawi się jako coś anachronicznego, iście reliktowego, z drugiej zaś strony ponadczasowego, na dobre i na złe.
Targające nią emocje nie zdają się niczym niezwykłym, a wręcz ich banalność bawi czytelnika i uczłowiecza daną postać. Podobnie przedstawiają się uczucia żywione doń przez tytułowego quasi-bohatera, które można by było złośliwie zaklasyfikować jako właściwe dla wieku tyleż starczego, co i starczo nieudolnego. Właśnie owa nieodkrywczość stanowi o ich sile, trywialność zaś o niebanalności.
„Polak” to lektura, którą łatwo zignorować, jak się zdaje kluczem do niej stanowi nie perspektywa narratorki, lecz właśnie Polaka wołającego z okładki. Nie jest to opowieść polska czy o polskości, lecz właściwe dla niej zderzenie wschodnioeuropejskich i katalońskich sznytów połączonych motywami żydowskiej diaspory w istocie każe zadać pytania o uniwersalizm całości.
|
Autor: Klemens
|
|
|