Wyszukiwarka
Google

RPG.sztab.com
Logowanie
   Pamiętaj mnie

Rejestracja

Przypomnienie hasła
Hostujemy strony o grach
Gry Strategiczne


Polecane strony
Gry logiczne


.

Jesse Bullington - Smutna Historia braci Grossbart

Jesse Bullington - Smutna historia braci Grossbart

Informacje o książce

dots Tytuł : Smutna historia braci Grossbart (Sad Tale of the Brothers Grossbart)
dots Autor: Jesse Bullington
dots Ilość stron: 384
dots Wydawnictwo: MAG
dots Rok wydania: 2012
dots Cena: 39 PLN
dots Autor recenzji: Grzegorz „Hunter” Żmuda
dots Data recenzji:
dots Ocena: 40/100


Po raz pierwszy z braćmi Grossbart spotkałem się jeszcze na XI Zjeździe Sztabu VVeteranów. Kto by jednak pomyślał, że kontynuacja tradycji, w której to każdy redaktor otrzymuje od naszego wodza książkę skutecznie zabije moje szare komórki. Oto przed wami smutna (i pozbawiona dobrego smaku) historia braci Grossbart.

Napisana w konwencji baśni historia braci Grossbart to „przekazywana z pokolenia na pokolenie” opowieść o dwóch bliźniakach parających się grabieżami grobów. Akcja rozpoczyna się gdy postanawiają wykonać ich największy „skok” - wyruszyć w ślady swoich dwóch przodków, o których słuch zaginął, i zgarnąć fortunę o jakiej marzyli. W ten oto sposób poznajemy dwóch długobrodych braci z wiejskiej prowincji. I można by rzec, że w kwestii głównych bohaterów to wszystko. W trakcie kolejnych to rozdziałów rzecz jasna pojawiają się mniej lub bardziej znaczące postacie, jednakże całość – jak sam tytuł wskazuje – skupia się raczej na braciach.

Wspaniała opowieść o przyjaźni, poświęceniu i braterskiej miłości z nutą groteski? Nic z tych rzeczy. Owszem, braterską miłość znajdziemy, wszakże Hegel i Manfried Grossbartowie ufają wyłącznie sobie. Nie można jednak w przypadku „Smutnej historii braci Grossbart” mówić o przyjaźni ani poświęceniu. Tym bardziej nie można nazwać jej wspaniałą opowieścią. Książka już od samego początku próbuje zaszokować czytelnika bluźnierstwem, bezsensowną brutalnością i wulgarnością. Choćby pierwsze kilka stron jest opisem brutalnego mordu rodziny wraz z takimi „smaczkami” jak podpalenie dzieci, czy bardzo plastyczny opis umierającej w konwulsjach kobiety. Oczywiście staram się być wyrozumiały i ciężko mnie „poruszyć”, jednakże opisywanie takich szczegółów jak wylewające się z umierającego ciała fekalia okazuje się po prostu niesmaczne i w pewnym sensie zabija przyjemność z czytania.

W trakcie poznawania dalszych przygód bynajmniej nie jest lepiej. Wymyślne sposoby pozbawienia kogoś życia, zmutowani ludzie i trochę magii. Znalazło się także miejsce na wgryzienie się psu w tętnice szyjną czy na akt seksualny z obleśną, starą wiedźmą, której największym skarbem jest worek pełen zębów należących do jej własnych dzieci zjedzonych przez męża/potwora. Autor raz po raz stara się nam przypomnieć, że w roli głównych bohaterów osadził pozbawionych serca (i mózgu) zbirów oraz że nie mamy do czynienia z książką dla dzieci. Jak ja to osobiście traktuję? Jak bezsensowne zapychacze. Gdyby nie one książka byłaby znacznie bardziej zjadliwa, a jej długość można by było podtrzymać zupełnie czymś innym – dodatkową, sensowną przygodą czy odrobiną nie-czarnego humoru.

JesseB 173729,1


Skoro już wspomniałem w poprzednim akapicie o bohaterach, to warto się im przyjrzeć nieco bliżej. Tytułowi bracia, Hegel i Manfried Grossbartowie, to idealny przykład na to jak nie tworzyć antybohaterów. Recenzowana przeze mnie książka nie jest pierwszą, w której spotykam się z zabiegiem umieszczenia antybohatera/ów w głównej roli. Jak zdążyłem się już przekonać, antybohaterów także da się lubić. Żeby zbyt daleko nie szukać – Daimon Frei z książek Kossakowskiej czy kultowy w niektórych kręgach Inkwizytor Mordimer Madderdin również byli przykładami takowych. Aroganccy, brutalni, sarkastyczni, nigdy nie powiedzieli, że działają w dobrej sprawie, wręcz przeciwnie – pilnowali swoich interesów, nie dbali o całą resztę, a słodkie, błagalne oczy nie robiły na nich wrażenia. W przypadku braci Grossbart otrzymujemy natomiast dwóch „półgłówków”. Pan Bullington najwyraźniej chciał nam najwyraźniej dać jasno do zrozumienia, że mamy do czynienia z „wieśniakami”. Określenie niezbyt literackie jednakże równie dobrze można ich szukać w tekście – nie doszukacie się takich. Bliźniacy są opryskliwi, brutalni i przemądrzali. Wszystkie sprawy najchętniej załatwiliby metodą siłową, zaś rozmowy, które prowadzą pomiędzy sobą, stoją na najniższym z możliwych poziomów. No bo w końcu czy jest jakieś usprawiedliwienie na bezsensowną dysputę o dziewictwie matki Jezusa z pseudofilozoficzną myślą, która stara się rozstrzygnąć, czy dziewica po gwałcie nadal może nazywać się dziewicą? Przypuszczam, że miało być śmiesznie. Wyszło natomiast nudno. Co więcej tego typu „konwersacje” potrafią się rozciągnąć nawet na kilka stron, co sprawia, że czytelnika po chwili dopada prawdziwa irytacja. I przyznam szczerze, że sam bym przekartkował tego typu dialogi, gdyby nie fakt, że moim zadaniem jest przeczytanie recenzowanej książki od deski do deski. Jeśli moim zadaniem byłoby podsumowanie postaci pierwszoplanowych jednym zdaniem, napisałbym po prostu: „Bracia Grossbartowie to ludzie, których nie da się polubić”.

Tak beznadziejna i pozbawiona sensu treść sprawia jeszcze większą przykrość gdyż zarówno językowo jak i gramatycznie pozycja Jesse'ego Bullingtona wypada naprawdę świetnie. Założeniem „Smutnej historii” było przedstawienie nieco zmodyfikowanej wersji starego przekazu, historii rozgrywającej się w późnym średniowieczu na terenie obecnych Niemiec. Nie bez powodu podczas czytania nasuwa się ogrom skojarzeń z braćmi Grimm. Baśniowy styl, lekkość czytania i odrobina mistycyzmu dodaje książce uroku i sprawia, że czyta się ją naprawdę szybko. Oczywiście z tym wyjątkiem, że tutaj brakuje i puenty oraz morału. Z opowieści o Grossbartach nie wyniesiemy żadnych wartości. Pod warunkiem, że w ogóle opisywaną przeze mnie pozycję skończycie bo zawartość skutecznie odstrasza.

„Smutna historia braci Grossbart” to książka, którą można złośliwie określić mianem „smutnej”. Bardzo dobry język, ciekawe opisy i dynamizm tracą swoją wartość i stają się jedynie tłem dla kolejnych głupich pomysłów autora, które wręcz zalewają tę historię. Gdyby postarano się nieco bardziej o treść, to opowieść o Grossbartach – w połączeniu z baśniowym stylem – miałaby szansę stać się naprawdę interesującą pozycją. Tymczasem otrzymujemy książkę zbyt wyzywającą. Do kogo jest skierowana zatem? Ciężko to określić. Dla młodszych czytelników okaże się zbyt drastyczna, zaś ci starsi nie będą zainteresowani tego typu „rozrywką”. Niezależnie jednak od tego, kto po nią sięgnie wiadome jest jedno – „Smutna historia braci Grossbart” bardzo szybko odejdzie w zapomnienie, gdyż po prostu nie jest warta naszej pamięci. A szkoda, bo dobry pomysł i zdolności literackie pisarza zostały zmarnowane przez beznadziejną treść.


Grzegorz „Hunter” Żmuda
E-mail autora: hunter(at)sztab.com
Autor: Hunter


Przedyskutuj artykuł na forum

Ustaw Sztab jako strone startowa O serwisie Napisz do nas Praca Reklama Polityka prywatnosci
Copyright (c) 2001-2013 Sztab VVeteranow