Westerplatte, Wolne Miasto Gdańsk, 1 września 1939, godzina 532.
Po krótkiej, półgodzinnej walce, kapituluje polska składnica tranzytowa, zdobyta z zaskoczenia przez niemiecką kompanię szturmową wspieraną ostrzałem pancernika Schleswig-Holstein. Ostatnia placówka potwierdzająca prawa Rzeczypospolitej do Gdańska okazuje się bardzo łatwą zdobyczą. Żołnierze są nieprzygotowani do obrony, dowódcy brak woli walki. Sprzeczne rozkazy łamią morale załogi w pierwszych chwilach wojny. Nad koszarami zawisa złowrogi sztandar ze swastyką. Niemcy świętują szybkie przyłączenie Gdańska do Rzeszy…
Tak wyglądałaby historia obrony Westerplatte, miejsca gdzie zaczęła się II wojna światowa, gdyby nie dramatyczne decyzje i rozkazy wydane przez jednego z dowódców, który wbrew wszystkim zdecydował się walczyć. Gdyby nie poświęcenie i krwawy trud jego żołnierzy, którzy bez rozkazów zdecydowali się pozostać na stanowiskach, aby przywitać Niemców seriami kul zamiast białych flag. Załogi składnicy, jaka w nieludzkim wysiłku, łamiąc rozkazy, buntując się i stawiając desperacki opór, postanowiła za wszelką cenę bronić ostatniego skrawka polskiego wybrzeża w Gdańsku.
Uroczystości na Westerplatte są stałym elementem polskich obchodów rocznicowych upamiętniających wybuch i przebieg II wojny światowej, wpisując się na stałe do krajowej pamięci – dość wskazać na obecność w niej nazwy pancernika Schleswig-Holstein czy mszę, którą swego czasu odprawił tam papież Jan Paweł II. Znacznie gorzej jest jednak z konkretną wiedzą o przebiegu tamtejszych starć. Ową mgłę ignorancji po części próbuje rozwiać
Jacek Komuda.
Lektura pierwszych rozdziałów książki jest dość nawet nie rozczarowująca, co po prostu zniechęcająca. Autorowi niezbyt udało się bowiem odmalowanie postaci Niemców, którzy jawią się jako zideologizowane nawet nie bestie, co aroganci. Dialogi pomiędzy nimi są mało przekonujące, a próby „uczłowieczenia” przeciwnika sam autor dość szybko zarzuca.
Pisarz też pozwolił sobie na dość daleko posuniętą licencję literacką w zakresie odmalowania osoby majora Henryka Sucharskiego i związanych z nim kontrowersji, może wręcz zbyt „współczesną”. Jakkolwiek nie jest to postać jednoznacznie odmalowana w barwach jednego rodzaju, tym niemniej chyba nazbyt ochoczo autor postanowił uczynić ją nośnikiem szeregiem narodowych wad.
Ranga tych utyskiwań maleje jednak gdy padają pierwsze strzały, największym atutem przedmiotowej pozycji są opisy batalistyczne, w ramach których twórca czuje się ze wszech miar swobodnie, podbudowując lekkość swego pióra solidną analizą źródeł, tak o charakterze osobowym, co również w zakresie map etc.
„Westerplatte” to pozycja zajmująca, choć wymagająca momentami wyrozumiałości czy klasycznego „przymrużenia oka”. Jej najsmutniejszym elementem jest brak jakiegokolwiek posłowia wskazującego na zupełną daremność żołnierskiego trudu obrońców tej placówki. Śmiem twierdzić, iż lektura tej książki może wzbudzić dyskusje nie mniejsze niż same zdarzenia leżące u ich podłoża.
|
Autor: Klemens
|
|
|