Szczęk szabel, zderzenia kielichów pełnych zacnego węgrzyna, tętent kopyt na gościńcu – te i inne odgłosy są bardzo charakterystyczne dla Rzeczypospolitej XVII-go stulecia, kraju barwnego, bogatego w kontrasty i namiętności, kraju pięknego jak raj, ale niebezpiecznego jak piekło. Kraina ta ożywa na kartach powieści „Bohun”, autorstwa człowieka określanego mianem „pierwszej szabli polskiej literatury” oraz „twórcy fantastyki szlacheckiej” – Jacka Komudy.
„Bohun” to trzecia w dorobku pisarza powieść wydana przez lubelskie wydawnictwo
Fabryka Słów. Jednocześnie jest ona drugą osadzoną w realiach szlacheckiej Rzeczypospolitej. Wbrew tytułowi, książka nie jest kontynuacją, ani dopełnieniem sienkiewiczowskiej
„Trylogii”, z której stylistyką zresztą
Jacek Komuda wyraźnie polemizuje.
Polska na kartach
„Bohuna” jawi się nam jako kraj zbrukany krwią niewinnych, pełen podejrzanych intryg i nieczystych zagrywek. Jednocześnie świat polskiej szlachty podany jest w sposób smakowity i niezwykle interesujący, przez co przestaje być tak oczywisty, jak próbowali nam wpoić magistrzy historii w ramach zajęć lekcyjnych. Wracając do tytułu, jest on nazwiskiem postaci historycznej – Iwana Bohuna, pułkownika kalnickiego, osobistości, która nieraz potrafiła wywieść w pole najtęższe hetmańskie głowy.
Otóż ów pułkownik to wódz Kozaków, zwanych również z ukraińska mołojcami. W książce jest to postać intrygująca i mimo iż tytułowa, nie poświęca się jej najwięcej uwagi. Jego historia jest jakby tłem dla przygód dwóch innych istotnych w powieści postaci. Jedną z nich jest kawaler cudzoziemski, rodem z Francji, niejaki Bertrand de Dantez. Nazwisko to od razu skojarzyło mi się z Edmundem Dante, głównym bohaterem powieści
„Hrabia Monte Christo” i jak się okazało, nieprzypadkowo. Podobnie bowiem jak postać
Dumasa, Bertrand zostaje wplątany w spisek, w wyniku którego ląduje w loszku (powodem jest oczywiście kobieta, choć w innym kontekście niż na kartach
„Hrabi”). Francuz zostaje skazany na śmierć, jednak zostaje cudem ( o ile za cud uznamy udany rzut kością) wyratowany przez polskiego szlachcica – Marka Sobieskiego. Kolejna postać historyczna jest, jak łatwo się domyślić, bliskim krewnym pogromcy Turków na polach Wiednia, konkretnie jego bratem. Nie odgrywa on jednak w powieści zbyt dużej roli, o wiele ważniejszy moim zdaniem jest jego klejnot rodowy – Janina.
Jak się jednak okazuje, dar życia nie jest bezinteresownym wyrazem miłosierdzia, którego wykonawcą był Sobieski, lecz wstępem do kolejnego spisku, tym razem o charakterze politycznym. Fantastyka w powieści to tylko jej drobny element, jednak na tyle istotny, że kieruje on fabułą utworu. Występuje w formie wizji drugiego ważnego bohatera – kozackiego bandurzysty Tarasa. Jego niezwykły dar ma wielki wpływ na czyny niektórych bohaterów (głównie Sobieskiego).
Książka może nie powaliła mnie na kolana, ale trzeba przyznać, że fabuła trzyma w napięciu i potrafi człowieka zaskoczyć. Być może nie błyszczy ona oryginalnością, ale na pewno jest przemyślana i dobrze skomponowana.
Komuda doskonale (jako historyk zresztą) wpasowuje się klimat XVII-go wieku. Język postaci jest dynamiczny, bogaty, występują w nim zwroty ruskie (dziś powiedzielibyśmy białoruskie albo ukraińskie) i łacińskie, co nadaje mu atmosferę tamtych czasów. Jednocześnie nie w nim przesadnej stylizacji, dzięki czemu jest czytelny również dla osoby nie rozeznanej w tematyce. Takim osobom i nie tylko zresztą pomogą przypisy wyjaśniające meandry szlacheckiej obyczajowości.
Świat przedstawiony opisany jest plastycznie, twórcze wykorzystanie stylistyki baroku i realizmu tworzy niezwykle barwną hybrydę. Szczególnie pragnę tu zwrócić uwagę na opisy pojedynków i bitwy, dla mnie mistrzostwo.
Mówiąc o bitwie nie sposób nie napomknąć o niej coś więcej. Bitwa ta, to bodajże jedna z najstraszniejszych, a na pewno najbardziej krwawych klęsk wojska polskiego w historii. Chodzi o bitwę pod Batohem odbytą w 1652 roku, kiedy to zjednoczeni Kozacy i Tatarzy stanęli pod wodzą Bohdana Chmielnickiego stanęli naprzeciw armie polskiej dowodzonej przez hetmana polnego koronnego Marcina Kalinowskiego. Jest ona istotnym tematem
„Bohuna” i określana przez historyków jako staropolski Katyń.
Kreacja bohaterów takich jak Dantez czy Taras oraz zbiorowości jak Kozacy jest niezwykle przekonywająca. Są to postacie z krwi i kości, pełne sprzeczności wewnętrznych i dobrze dopracowanym portrecie psychologicznym. Mrocznemu klimatowi podchodzącemu pod thriller albo dark-fantasy towarzyszą ilustracje o dynamicznej i pełnej wyrazu kresce
Huberta Czajkowskiego.
Co do samej szaty graficznej,
„Bohun” dostępny jest w dwóch stylistykach: pierwszej ( widocznej na początku recenzji) z 2006 roku, przemyślanej i ciekawej kompozycji liternictwa nakreślonego jakby cięciem szabli zestawionej z sylwetką zaprawionego w bojach wodza Kozaków, oraz drugiej z 2009 roku. Moim zdaniem ta druga jest przesyconą, jasną formą z cukierkową kaligrafią, niepasującą kompletnie do treści książki. Kolejnym minusem dla drugiego wydania jest cena, wyższa co prawda tylko o 2 złote, ale zawsze to czekoladowy batonik (lub pół kilo dobrych jabłek dla odchudzających się). Tym bardziej, że nowe opakowanie nie wprowadza innych marketingowych bonusów, jak choćby wzbogacenie przypisów czy nowych ilustracji.
|
Autor: Regis
|
|
|