Zawierucha dziejowa, w którą wpadła Polska w XX wieku skutkowała nie tylko drastycznymi zmianami biegu granic (i w ogóle ich ponownemu wytyczeniu na mapach), nie tylko licznymi – rzadko dobrowolnymi bądź co najmniej planowymi – migracjami, ale też mnogością fascynujących tematów, które mogłyby stanowić kanwę dla różnorakich gatunków sztuki. Co ciekawe, wiele takowych faktycznie powstało, nie jest jednak szerzej znanych z uwagi na różnorakie uwarunkowania.
„Wicik Żywica” jest powieścią, której akcja rozgrywa się na terenach przez naród polski już zapomnianych, a mianowicie ziemiach, które należąc do Rzeczypospolitej Obojga Narodów ostatecznie nie weszły w skład odroczonego po zaborach państwa polskiego. Krainy te były zaś zamieszkiwane przez konglomerat, istny wręcz miszmasz narodowościowy, w którym żywioł polski – choć nie dominujący – był ze wszech miar zauważalny.
Autor podkreśla jednak, że Kresy bynajmniej nie były polskie, lecz w nie mniejszym, a wręcz większym stopniu stanowiły dom innych społeczności, które dopiero zaczynały budować swoją tożsamość narodową, stawiając siebie poza kręgiem tak polskości, jak i rosyjskości.
„Wicik Żywica” stanowi niejako pejzaż okresu tych zmian, na które nakłada się również rewolucja społeczna, niejako konkurując o prymat w sercach z ideą narodową.
W konsekwencji w rzeczonej książce, poza dość wartką akcją, niebagatelną rolę odgrywają dialogi, w których autor przedstawia swój program, choć niejako świadomy, że zaznawszy klęski stanowi on pieśń przeszłości. Niemało w tych słowach moralizatorstwa, czasami męczącego, niejednokrotnie sztucznego w konkluzjach, lecz wiele w nich również bólu – i tęsknoty.
„Wicik Żywica” to w istocie dwie różne opowieści w jednym woluminie – znajdziemy w nim reminiscencje sienkiewiczowskiej „Trylogii”, ale również idee właściwe raczej dla pozytywistycznej doktryny pracy u podstaw. Książka ta jednak nie zasługuje na zapomnienie, które było dotychczas jej udziałem, podobnie jak kresowiacy, tak nasi rodacy, jak i „Biełorusy”.
|
Autor: Klemens
|
|
|